poniedziałek, 30 stycznia 2012

Dom...


Pojechałam do domu wykąpać się i przebrać oraz spakować Patryka, bo wyjeżdżał na obóz zimowy. Gdy weszłam do domu, najpierw poszłam do pokoiku Sandrusi. Usiadłam na dywanie i rozpłakałam się patrząc na jej zabawki. Jaki ten dom jest bez niej pusty i cichy. Każdy kąt w domu mi ją przypomina. Pomyślałam sobie przez chwilę, że nie dam rady dłużej mieszkać w tym domu, wspomnienia będą mnie zabijać. Moje życie było podporządkowane 24 godziny na dobę tylko Sandrusi. Ciągle był szpital, rehabilitacje, badania. Pomimo choroby starałam się, żeby miała normalne dzieciństwo, nie izolowałam jej od ludzi, wszędzie z nią chodziłam. Jak jej zabraknie, czym wypełnię tę pustkę ? Nie potrafię nawet o tym myśleć, bo od razu płaczę. Patrzę na matki spacerujące ze swoimi córeczkami, zazdroszczę im, że mogą cieszyć się życiem, patrzeć, jak ich córki dorastają. Dlaczego Bóg chce mi odebrać moją córeczkę ? Jeszcze nie zdążyłam jej tak wiele rzeczy pokazać, nauczyć. Nasz dom bez Sandrusi już nie będzie tym samym domem. Cieszę się z każdej chwili spędzonej z nią, tak bym chciała, żeby chociaż jeden raz powiedziała: "mamusiu". Jak mam dalej żyć ? Ona jest częścią mnie, gdy odejdzie, jakaś część mnie odejdzie wraz z nią. Nie mam do siebie żadnych pretensji, że czegoś nie zrobiłam, żeby ją uratować. BEZSILNOŚĆ JEST STRASZNA...