środa, 25 lipca 2012

Sandrusia ma nowy wystrój, ponieważ na pomnik trzeba długo czekać, a chciałam, żeby już miała ładnie, wyłożyłam na razie sztuczną trawę.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Rzeźba



Dzisiaj wreszcie udało mi się zamówić rzeźbę Sandrusi. Od miesiąca jeździłam po różnych miastach (Warszawa,Kraków,Wrocław i wiele innych). Rozmawiałam z wieloma kamieniarzami i rzeźbiarzami. Im dłużej jeździłam, tym więcej wiedziałam, rzeźbiarzy jest bardzo dużo, ale większość wykonuje prace w piaskowcach, a to jest miękki materiał. Ja chcę Sandrusię z białego marmuru, jest to twardy kamień. Prawdziwi artyści potrafią robić rzeźby z marmuru, są to prawdziwe dzieła. Wybrałam rzeźbiarza z Krakowa, podszedł bardzo poważnie do tego zlecenia. Rozczuliłam się nie raz ,dla mnie ta rzeźba jest bardzo ważna, chcę, żeby była idealna, każdy szczegół: Sandrusi kapelusik, sandałki, sukienka, a najważniejsza jej piękna buźka. Wiem, że niektórzy rzeźbiarze patrzyli na mnie jak na warjatkę, słuchali, jakie mam wymagania, ale miałam to gdzieś. Artysta z Krakowa słuchał mnie uważnie, powiedział, że jeżeli chodzi o zrobienie w marmurze twarzy ze zdjęcia to byle kto się tego nie podejmie, on już niejedną rzeźbę robił w marmurze. Najpierw zaproponował zrobić model próbny z gliny, ponieważ na glinie będzie mógł robić poprawki dotąd, aż wszystko zaakceptuję i dopiero wtedy zacznie prace w marmurze. Wykonanie rzeźby będzie trwało kilka miesięcy, na pewno na Wszystkich Świętych nie zdąży. Pomnik zamawiamy jutro. Teraz miałam czas zajęty, pomnikiem, rzeźbą, już się boję, co teraz będzie? Kiedy mam za dużo czasu, wtedy nie chce mi się wychodzić z łóżka i dużo płaczę. Rodzice i mąż wymyślają ciągle coś, tylko żebym w dzień nie leżała w łóżku i nie spała. Nadal mieszkam u rodziców, nie mogę się rozstać z pokojem, w którym Sandrusia odeszła. Pokój jest moim azylem, wszędzie dookoła są zdjęcia Sandrusi, aniołki i świeczki. Rodzice się śmieją, że sufit mi jeszcze został wolny na zdjęcia. Mam potrzebę ją wszędzie widzieć, raz płaczę z żalu, a raz uśmiecham się do zdjęć. Czuję obecność Sandrusi na cmentarzu i w pokoju, w którym odeszła. Są dni lepsze i gorsze, nigdy nie wiem, jaki humor będę miała, z minuty na minutę mi się zmienia. Potrafię rozmawiać normalnie, a po chwili coś mi się przypomni i łzy w momencie ciekną po policzkach. Tak mi strasznie mojej córeczki brakuje, nie potrafię się pogodzić z jej odejściem, mój Patryk jak tylko widzi, że płaczę, zaraz mi opowiada śmieszne historyjki o Sandrusi i mnie rozśmiesza. Byłam odwiedzić Madzię w domu. Gdy zobaczyłam Jasia od razu się rozpłakałam, przypomniała mi się Sandrusia, gdy go chwyciłam za rączkę, a on odruchowo mi dłoń ścisnął, tak samo moja Sandrusia robiła, wycałowałam mu tą maleńką rączkę, strasznie się wzruszyłam. Tata był ze mną i prosił mnie, żebym nie płakała, bo nie po to mnie tu przywiózł, już wystarczająco w domu dużo płaczę. Wtedy pomyślałam, że nie mogę Madzi robić przykrości, ona wie, co ją czeka, a moim zachowaniem jej nie pomagam. Bardzo się cieszyła, że ją odwiedziliśmy, przepraszała, że nie była na pogrzebie, powiedziałam, że dla niej nie byłoby wskazane być na pogrzebie, zaraz by sobie Jasia wyobrażała w takiej sytuacji. Jasiu cały czas śpi, oczków już nie otwiera, nie reaguje na nic, nie słyszy, nie widzi. Madzia się cieszy, że jest spokojny i nic na razie się nie dzieje. Bardzo się boi, co ją jeszcze czeka, boi się momentu odejścia Jasia. Radziłam jej, żeby się cieszyła każdą godziną spędzoną z Jasiem i nie myślała, jak to będzie, bo myśleniem tylko będzie się dobijać, a nie ma wpływu na nic. Opowiedziałam jej, jak Sandrusia odchodziła, że strasznie się tego momentu bałam, ale na szczęście Sandrusia bardzo spokojnie odeszła. Madzia zapraszała mnie na kilka dni do siebie, skorzystałabym z zaproszenia, ale po pierwsze swoimi nastrojami, płaczem nie wspierałabym jej, a po drugie nie chciałabym przeżywać po raz drugi odejścia dziecka, jakby czasem Jasiu odszedł przy mnie. Trzymaj się Madziu, jesteś bardzo dzielna...

niedziela, 8 lipca 2012

Tęsknota...


Sandrusiu tak strasznie tęsknie za Tobą, jak dalej żyć bez ciebie ??? Mój koszmar, kolejny, dopiero się zaczyna, z dnia na dzień tęsknota jest coraz większa. Jutro jadę z mężem do hospicjum ALMA-SPEI na grupę wsparcia dla rodziców, którzy stracili dziecko. Myślę, że jest nam potrzebna pomoc psychologa. Agnieszka z hospicjum przyjechała nas odwiedzić i przy okazji zabrać sprzęt i resztę rzeczy: leki, opatrunki, pampersy i wiele innych, nam już nie są potrzebne, a innym dzieciom się przydadzą. Przez długi czas nie sprzątałam pokoju, w którym leżała Sandrusia, leki i wszystko inne zostało na swoim miejscu. Ale gdy Agnieszka zadzwoniła, że przyjedzie, musiałam się zmobilizować i spakować rzeczy do pudeł. Pakowałam i płakałam, że już wszystko znika, bo nawet leki mi ją przypominały. Myślałam, jak wszystko jej podawałam, w jej biednych żyłach to już nie krew płynęła tylko leki, tak było ich dużo przez całe leczenie. Agnieszka długo u nas siedziała, rozmawiałyśmy, mówiła, żebym się nie zamykała w domu, muszę wychodzić do ludzi, przełamywać swoje lęki. Hospicjum opiekuje się również rodziną po stracie dziecka, dlatego też zaproponowała nam tą grupę wsparcia. Nie modlę się do Boga, bo w nic już nie wierzę. Kiedy jest mi bardzo źle, to mówię do Sandrusi i ona mi pomaga. Gdy poszłam do spowiedzi przed pogrzebem, to powiedziałam księdzu co myślę, że w nic już nie wierzę, moje dziecko przeszło piekło na ziemi. Powiedziałam, że spowiadam się tylko dla Sandrusi, bo tak trzeba, ale ja nie czuję potrzeby wyspowiadania, bo nie mam grzechów takich, żebym zasłużyła na to, co mnie spotkało. Ksiądz odpowiedział: "dziecko, musisz w coś wierzyć bo z głupiejesz". Musiałam powiedzieć to, co myślę. Cały czas sobie tłumaczę, że ona już nie cierpi, ale zaraz nachodzą mnie myśli, że nie powinna w ogóle zachorować, tylko cieszyć się dzieciństwem, jak inne dzieci.Znajomi dzwonią, piszą esemesy, chcą się spotkać, ale ja nie mam ochoty, większość z nich ma dzieci w wieku Sandrusi. Nie mogę patrzeć na inne dzieci, bo nie mogę powstrzymać łez. Gdy pomyślę, że dzieci znajomych od września pójdą do pierwszej klasy, a moja Sandrusi nie, mam ochotę krzyczeć. Boże, dlaczego mi to zrobiłeś, za co muszę dźwigać ten krzyż ? Gdy wychodzę z domu, obserwuję ludzi, myślę sobie, że życie dla wszystkich toczy się dalej, a mojej Sandrusi już nie ma i moje życie stanęło w miejscu, nie widzę żadnego sensu. Dzisiaj rozmawiałam z Patrykiem, jest bardzo zadowolony (jest na obozie), cieszę się, że on trochę odpocznie od tego wszystkiego, co ostatnio się działo. Jest zadowolony, bo ciągle zajmuje pierwsze miejsca w zawodach sportowych. Powiedział, że w dzień, w który wróci z obozu, nawet gdyby już było bardzo późno, on chce iść do Sandrusi zapalić świeczkę, odpowiedziałam, że pewnie, że pójdziemy.

środa, 4 lipca 2012

Moja cudowna córeczka...

  



Przez przypadek dowiedziałam się o filmiku Sandrusi. Próbowałam go obejrzeć dwa raz i nie dałam rady, serce mi pęka, a łzy leją się strumieniem. Filmik jest piękny, ale wspomnienia tak strasznie bolą. Była tak ciężko chora, a potrafiła cieszyć się życiem, widać po zdjęciach, wiecznie uśmiechnięta. Dała nam tyle szczęścia przez siedem lat, była wspaniałym dzieckiem. Robiłam wszystko, żeby ją uszczęśliwić, jestem z siebie zadowolona, starałam się jak mogłam. Dzięki niej stałam się silniejsza, nauczyła mnie przełamywać swoje lęki, kiedyś np. bałam się zastrzyków, nie pomyślałabym, że kiedyś będę je sama robiła. Przeszłam taką szkołę życia, że szkoda słów. Pielęgniarki z hospicjum śmiały się, że jestem tak obeznana i wyszkolona, że niejedna pielęgniarka mogłaby się ode mnie uczyć. Wiedziałam, że Sandrusia woli, jak ja wszystko przy niej robię. Mówiła np. przy zmianie opatrunku przy wejściu centralnym: "mamusiu ty jak to robisz, mniej boli". Chciałam ją za wszelką cenę uratować, życie bym za nią oddała. Przyszedł moment, że już nic nie mogłam zrobić, bezsilność była straszna. Opisuję tylko małą cząstkę tego, co przeżyłam i widziałam. Nigdy się nie pogodzę z tym, że musiała odejść i cierpieć dwa lata i siedem miesięcy. Przeszła dwie operacje główki (trepanacje czaszki), 33 naświetlania (radioterapia) główki, 60 chemi, była około 50 razy pod narkozą (usypiana), podano jej masę leków, kroplówek, przetaczania krwi, płytek, zabiegi, przeprowadzano przeróżne badania. Mogłabym pisać i pisać ile to moje biedne dziecko przeszło męczarni. Bloga zaczęłam pisać po półtorarocznej chorobie, wcześniej na pewno nie byłabym w stanie pisać, z biegiem czasu uczyłam się żyć z chorobą. Robiłam wszystko, żeby Sandrusia miała w miarę możliwości normalne dzieciństwo. Jak sobie przypomnę niektóre sytuacje, jak cierpiała, to z jednej strony cieszę się, że jej i mój koszmar się skończył, a ja nie muszę patrzeć na to cierpienie. Nie ma nic gorszego jak patrzeć na własne dziecko jak cierpi i nie móc nic zrobić. Nieraz sama się zastanawiam, jak ja to wszystko przeżyłam i nie zgłupiałam. Do końca życia będę powtarzała na cmentarzu i nie tylko: "Sandrusiu, kocham Cię nad życie. Jestem z Ciebie dumna, że byłaś dzielna do końca". Staram się nie płakać dla Ciebie, ale jeszcze nie daję rady, nie mogę opanować łez.

Ku Pamięci Aniołków



Dostałam filmik o dzieciach chorych na nowotwór, które odeszły. Sandrusia także jest na tym filmiku.

wtorek, 3 lipca 2012

Dwa tygodnie bez Sandrusi


Już dwa tygodnie bez Sandrusi, a mi się wydaje, że minęło kilka dni. Ten czas tak szybko mija . Codziennie chodzę na cmentarz i nie mogę nadal uwierzyć, że jej już nie ma i nigdy nie będzie. Rozmawiam z nią, żeby mi pomogła przejść przez ten ciężki okres żałoby, bo wierzę, że tylko ona może mi pomóc. Nieraz płaczę, bo wydaje mi się, że ona tęskni za mną i płacze, że chce do mamusi, byłyśmy strasznie emocjonalnie związane ze sobą. Rodzina ciągle mi tłumaczy, że jest szczęśliwa i już nie cierpi. Nie życzę najgorszemu wrogowi przeżywać to co ja i moja rodzina. Wkurza mnie, jak ktoś mi mówi, że muszę się wziąć w garść i dalej żyć, łatwo się mówi, nie da się tak z dnia na dzień wrócić do normalnego życia, tak jakby się nic nie stało. Z Sandrusią umarła część mnie. Piszę i płaczę, dlaczego tak musiało być!!! Ona tak chciała żyć, przez całą chorobę była taka dzielna, uśmiechnięta, nigdy nie narzekała, kiedy jechałyśmy do szpitala, po prostu wiedziała, że musimy jechać. Dużo rozmawiałyśmy, nieraz czułam się, jakbym z dorosłą osobą rozmawiała, a nie z dzieckiem. Dzieci chore bardzo szybko dorastają. Nie zapomnę dnia przed paraliżem. Całą noc płakała, że źle się czuje i wszystko ją boli, ciągle powtarzała:"mamusiu kocham cię nad życie" i obejmowała mnie rączkami za szyję. Ostatnie jej słowa: "mamusiu polulaj mnie" i "kocham cię nad życie". Lulałam ją ponad dwie godziny, zasnęła, a gdy się obudziła, była już sparaliżowana. Na moich rękach ją sparaliżowało i na moich rękach umarła, jest to dla mnie straszne przeżycie. Bardzo zaniepokoiło mnie, że ciągle powtarzała ,że mnie kocha, przeszło mi wtedy przez myśl, jakby na zapas mi mówiła i łzy do oczów mi napłynęły, ale odganiałam najgorsze myśli. Mam różne wspomnienia, które teraz chodzą mi po głowie chodzą. Dała mi też do myślenia pewna sytuacja w ten dzień, w który jechałyśmy do szpitala i dowiedziałam się, że guz urósł 6cm. Sandrusia przyglądała mi się całą drogę, jak prowadziłam auto, zapytałam: "Sandrusiu, czemu mi się tak przyglądasz", a ona spytała: "mamusiu, a ja jeszcze wrócę do domu?", serce mi stanęło, jak to usłyszałam, odpowiedziałam, że oczywiście, tylko pani doktor sprawdzi, czemu główka Cię boli, będziemy jakiś czas w szpitalu i wrócimy do domu. Dwa tygodnie później już była sparaliżowana. Myślę, że dzieci czują nadchodzącą śmierć, mam wiele takich przykładów... 
Dzisiaj dokupiłam ramki na zdjęcia, chce ją mieć wszędzie. Gdy rano się budzę, zawsze się uśmiecham do jej zdjęć, całuję je, a zaraz płaczę, bo dociera do mnie, że jej już nigdy nie zobaczę.Wiem, że jakby dorosła, byłabym z niej dumna, ona na pewno byłaby dobrym człowiekiem. Wspominamy z mężem i rodziną córeczkę, śmiejemy się i płaczemy, ona była tak bardzo kochanym dzieckiem, wszyscy ją uwielbiali. Tak strasznie nam Ciebie Sandrusiu brakuje, kochamy Cię nad życie wszyscy. Znalazłam napis na serce, które będzie na nagrobku Sandrusi: 'TAK KRÓTKO ŻYŁAM, A TAK ŻYĆ CHCIAŁAM, BÓG TAK CHCIAŁ, ODEJŚĆ MUSIAŁAM". To zdanie idealnie pasuje do Sandrusi.