czwartek, 20 grudnia 2012

Pomóżmy Mai

Maja jest 7 letnią dziewczynką chorującą od dłuższego czasu na białaczkę,jest po przeszczepie szpiku kostnego.Musi przyjmować specjalny lek po przeszczepie o nazwie NOXAFIL,problem jest taki ,że lek jest bardzo drogi,miesięczna kuracja kosztuje 9 tysięcy.Rodzice proszą o pomoc,nie stać ich na zakup tak drogiego leku.Po własnym przykładzie wiem ,że jest bardzo dużo dobrych ludzi,każda złotówka się liczy.Pamiętajmy dobro zawsze powraca.Więcej informacji można dowiedzieć się na blogu Mai.


http://ksiezniczka-maja.blogspot.com/


 




niedziela, 9 grudnia 2012

Moja Sandrusia




Sandrusia była uparciuchem,zawsze musiało być tak jak ona chciała.Była bardzo pomocna o co bym ją nie poprosiła to zrobiła.Gdy wcześnie rano wstawałyśmy,aby jechać do szpitala,nigdy nie marudziła,tylko mówiła ,mamusiu sama się ubiorę.Była towarzyska,ale gdy się źle czuła,tylko chciała mamusię i nikogo innego.Kochała zwierzęta i wycieczki do zoo.Jej ulubionym kolor był różowy.Jej przysmakiem były ziemniaki pieczone z kefirem i zupa pomidorowa,mogła by jeść ciągle te dwa dania.Była prawdziwą gosposia,lubiła sprzątać,układać swoje lalki.Uwielbiałam ją obserwować,jak się bawiła w mamę i troskliwie zajmowała się swoimi lalkami,wiedziałam ,że w przyszłości była by dobrą mamą.Przed chorobą często ubierała buty na szpilkach,moje lub babci i paradowała po domu stukając obcasami.Gdy zachorowała i jedna nóżka była nie sprawna,zakładała buta na obcasie tylko na jedną nogę i strasznie się cieszyła.Często jak ją ktoś pytał co robisz,odpowiadała "gówienko na mięko"miała poczucie humoru,nawet jak ktoś się skrępował,bo coś palnęła,ona miała ubaw.Kiedy siedziała,lubiła zakładać nogę na nogę.Nie cierpiała chodzić w rajstopach,bo mówiła,że ją gryzą.Kolorowanek miała mnóstwo,lubiła kolorować,ciągle chciała nowe a jeszcze jednych nie skończyła.Nie przeszła obojętnie obok lalek(bobasów) lub niemowlaka.Niemowlaki bardzo podobały jej się,często pytała czy urodzę dzidziusia ,bo on by chciała karmić,lulać na spacerki chodzić,jestem pewna,że była by troskliwą siostrą.Lubiła się stroić i malować błyszczkiem usta i lakierem paznokcie.Gdy poznawała nowych ludzi zawsze przyglądała się dokładnie twarzy danej osoby,jak na nią reaguje,bo problemem dla niej był brak włosów.Była bardzo dobrym obserwatorem.Potrafiła po kilku tygodniach powiedzieć,że ktoś coś o niej mówił,albo za bardzo gapił się na nią.Na początku choroby myślałam,że nic nie rozumie,co się z nią dzieje,bo jest jeszcze mała.Ona mi pokazała jak w małym ciele jest mądry i dorosły człowiek.Na początku przerażało mnie jej szybkie dorastanie,bo ja chciałam mieć cały czas małą Sandrusie.Przez chorobę szybko wydoroślała.Dzięki jej pogodności mimo cierpienia,ja przetrwałam te ciężkie chwile.Sandrusiu tak wiele mnie nauczyłaś i pokazałaś.Myślę że najbardziej lubiła lulanie mamusi przytulanie i całowanie.Tak strasznie mi brakuje ciebie,twojego uśmiechu,naszego lulania i przytulania.

sobota, 8 grudnia 2012

PŁOMYK DO NIEBA






W każdą drugą niedziele grudnia na całym świecie,rodzice dzieci,które już odeszły zbierają się o godz 19:00 by zapalić świeczkę w imię pamięci swojego dziecka i wszystkich innych dzieci,których już nie ma w śród nas.Jutro 9 grudnia w Krakowie na ul. Skałeczna 15  w  Kościele Paulinów na Skałce o 17:30 odbędzie się msza za dzieci zmarłe.W czasie mszy  będą wyświetlane zdjęcia dzieci i wyczytywane imię i nazwisko zmarłego dziecka.Po mszy rodzice zapalą świeczkę dla swoich aniołków i zostawią zdjęcie.Na samą myśl o jutrzejszym dniu płacze,ta msza,będzie dla mnie jak drugi pogrzeb Sandrusi,ale muszę iść dla niej i przełamać swoje lęki.Codziennie zastanawiam się kiedy mój koszmar się skończy,kiedy serce przestanie boleć,kiedy łzy przestana płynąć,kiedy wspomnienia przestana boleć.Pierwsze miesiące w ogóle nie docierało do mnie,że Sandrusia umarła,byłam w szok.Teraz jest najgorzej,szok minął i rzeczywistość do mnie dociera,że nigdy już jej nie zobaczę,nie przytulę.Wyobrażam sobie,jak by wyglądała jako nastolatka,jakby do ślubu szła,na pewno byłaby piękną kobietą i bardzo dobrą osobą ,serce pęka na samą myśl,że jej nie ma i nigdy nie wróci.Wszędzie do o koła wspomnienia,ciągła walka sama ze sobą i swoimi myślami.Czas nie leczy ran,jest coraz gorzej,nie wiem jak przeżyje święta,będę pewnie siedzieć na cmentarzu jak co dzień.Zmieniłam Sandrusi wystrój na  świąteczny,nawet choinkę jej kupiłam .Sandrusia uwielbiała choinkę jak się lampeczki świecą.Zawsze jak coś kupie Sandrusi ciesze się przez chwilę a później dopada mnie płacz,że nie chce jej kupować na cmentarz!!!, tylko chce mieć ją żywą w domu. BOZE   DLACZEGO   MI   JĄ   ZABRAŁEŚ DLACZEGO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Nigdy się z ty mnie pogodzę. Sandrusiu tak strasznie tęsknie,przychodzisz do mnie we śnie,ja tak bardzo bym chciała cię żywą przytulać,nie we śnie.Codziennie w domu dla ciebie na parapecie świecą się świeczki,na cmentarzu także,jutro zapale w kościele światełko dla ciebie kochanie MAMUSIA  KOCHA CIĘ  NAD  ZYCIE

poniedziałek, 26 listopada 2012

Podziękowania dla HOSPICJUM

Na zdjęciu cudowna pielęgniarka z hospicjum pani Agnieszka z Sandrusią


Dzięki hospicjum Sandrusia mogła ostatnie miesiące swojego życia spędzić w domu,dla niej i dla mnie,było to bardzo ważne.Kiedyś samo słowo hospicjum,kojarzyło mi się z czymś najgorszym,teraz wiem,że to jest wspaniała instytucja,lekarze,pielęgniarki,wolontariusze,ksiądz są ludzmi o wielkim sercu.Dopóki człowiek nie ma styczności ze śmiercią,nie interesuje się wieloma rzeczami np.jak wiele może pomóc hospicjum dzieciom umierającym.Alma-Spei gromadzi ludzi pełnych entuzjazmu i miłości do dzieci,którzy zdecydowali się pomagać nieuleczalnie chorym dzieciom i ich rodzinom.Hospicjum zapewnia sprzed medyczny i rehabilitacyjny,umożliwiając pobyt dzieci chorych w domu.Gdy wspominam jak karetka przewoziła Sandrusie do domu,by mogła odejść w śród bliskich,byłam przerażona,hospicjum dała mi pewność siebie i poczucie bezpieczeństwa,lekarze, pielęgniarki dostępni 24 godz na dobę.W styczniu lekarze ze szpitala dawali kilka godzin życia Sandrusi  a ona żyła jeszcze pół roku.Lekarza nie są w stanie przewidzieć kiedy dziecko odejdzie,gdy już nie ma ratunku w medycynie,dzięki Hospicjum dzieci mają możliwość spędzenia ostatnich chwil wśród bliskich w domu.Nigdy bym sobie nie wybaczyła,gdybym Sandrusi do domu nie zabrała.Nie zapomnę jej wesołych oczów jak położyłam ją na własnym łóżku,zobaczyła swoje kochane lalki,pokazałam jej każdy kąt w domu,nieraz się uśmiechneła mimo paraliżu,odwiedziła również dziadków i odeszła u nich na moich rękach.W tym ciężkim dniu hospicjum również było z nami i nadal jest.Opieka Alma-Spei nad rodziną nie kończy się z chwilą odejścia dziecka.Chciałam podziękować z całego serca wszystkim pracownikom Hospicjum za pomoc i ogromne serce dla mojej kochanej Sandrusi,do końca życia będę wam wdzięczna za wszystko.Uśmierzaliście jej ból,jak tylko się dało,dzięki wam odeszła w spokoju i nie cierpiała,dzięki wam również spełniłam ostatnie marzenie Sandrusi,dzień przed paraliżem mówiła,że chce do domku.Tak strasznie tęsknię Sandrusi,nie ma dnie żebym nie płakała,pocieszam się,że nie cierpisz już i jesteś szczęśliwa,bo dość bólu w swoim krótkim życiu przeżyłaś,nigdy się nie pogodzę z twoim odejściem.KOCHAM  CIĘ  NAD  ŻYCIE  I  NIGDY  NIE  PRZESTANE

Hospicjum ALMA-SPEI

poniedziałek, 5 listopada 2012

DZIEKUJĘ ZA PAMIĘĆ O SANDRUSI...

Dziękuję wszystkim za pamięć o Sandrusi - małej dziewczynce, która poruszyła tak wiele serc...
Jestem dumna z mojej córeczki, która nauczyła mnie tak wiele...
Na zawsze pozostanie w moim sercu,
SANDRUSIU, MAMUSIA KOCHA CIĘ NAD ŻYCIE I NIGDY NIE PRZESTANIE !!!










sobota, 8 września 2012

Ciężkie dni...









Piszę już bardzo mało, bo wchodzenie na bloga bardzo boli. Nie daję rady oglądać zdjęć i filmików, serce mi pęka. Blog był pisany dla Sandrusi, żeby kiedyś mogła go przeczytać, jak bardzo mamusia ją kochała i kocha nadal, ale jej już nie ma i nigdy go nie przeczyta. Nie udało mi się jej uratować, myślałam, że nasza miłość wygra z chorobą, ale myliłam się. Nowotwór jest chorobą bezwzględną. Za mną dwa ciężkie dni. W poniedziałek na rozpoczęcie roku szkolnego nie dałam rady iść z synem, chyba by mi serce pękło, jakbym zobaczyła pierwszaczki. Na pewno wyobrażałabym sobie Sandrusię wśród uczniów, teraz miała iść do pierwszej klasy. Gdy chodziłam z synem kupować artykuły szkolne, musiałam odwracać głowę, żeby nie patrzeć na artykuły dla dziewczynki, bo od razu łzy mi napływały do oczu. Każdy dzień to walka ze sobą samą. We wtorek Sandrusia odeszła i w ten dzień wypadły jej urodziny. Chciałam przespać cały dzień, żeby tylko nie myśleć, że mojej córeczki już nie ma. Po południu wyszłam z domu, bo mieliśmy prezent dla Sandrusi - 50 białych gołębi, wypuściliśmy je z cmentarza o godzinie, w której Sandrusia zmarła - 13:30. Zamówiłam też tort z kwiatów. Gdy wróciłam z cmentarza, od razu poszłam spać, chciałam, żeby ten dzień jak najszybciej  się skończył, bo to nie był szczęśliwy dzień. W nocy przeglądałam zdjęcia Sandrusi, kiedy obchodziła szóste urodziny, jak dmuchała świeczki na torcie, nie mogłam uwierzyć i nadal nie mogę, że jej już nie ma i nigdy jej nie zobaczę. Pisząc te słowa, zalana jestem łzami. Czemu musiało się to tak skończyć?Dlaczego ona? Boże, co takiego zrobiłam, że mnie to spotkało? Codziennie chodzę na cmentarz, kiedy idę z kimś jest ok, ale gdy jestem sama, bardzo się rozczulam, strasznie tęsknię za moją córeczką. Wczoraj idąc alejką cmentarza, wyszedł zza grobu biały gołąb i stanął na środku drogi, patrzył na mnie. To był jeden z tych gołębi, który został wypuszczony w dniu urodzin. Rozpłakałam się, bo wszystkie poleciały do Krakowa, a on jeden został, dzisiaj też go spotkałam. Może to jakiś znak od Sandrusi. Rzeźba Sandrusi z gliny jest gotowa, teraz będzie robiony odlew gipsowy i nanoszone drobne poprawki, a następnie będzie wykonywana rzeźba w marmurze. Gdy zobaczyłam rzeźbę z gliny - Sandrusi bez kapelusika z łysą główką, rozpłakałam się, bo to tak, jakbym zobaczyła Sandrusię siedzącą i uśmiechniętą. Nie ma dnia bez łez, tęsknota z dnia na dzień jest coraz większa. Ostatnio odwiedził mnie Jasiu z rodzicami, bardzo się ucieszyłam. Jasiu tak urósł, taki duży chłopczyk z niego, całkiem dobrze się miewa. Spał sobie w wózeczku, nikt by nie powiedział, że jest tak ciężko chory, tak ładnie wyglądał. Trzymałam Jasia za rączkę i przypominałam sobie jak moją Sandrusię trzymałam, mówiłam Madzi, że zazdroszczę jej, że może przytulić, pocałować Jasia, ile ja bym oddała, żeby Sandrusia była ze mną, słowami nie da się tego opisać.

piątek, 3 sierpnia 2012

Mój Anioł Stróż...




Moim aniołem stróżem jest Sandrusia. Wierzę, że moja córcia pomoże mi wrócić do normalnego życia, na razie jestem strasznie zagubiona, nie mogę sobie znaleźć miejsca. Nie ma dnia, żebym łzy z tęsknoty nie uroniła. Czuję jej obecność, miałam kilka przykładów, że ona jest obok mnie. Zawsze, kiedy przychodzę do domu, mówię do Sandrusi, że mamusia już wróciła i była u niej na cmentarzu, znów kupiłam kolejnego pięknego dużego aniołka. Gdy tak mówiłam, nagle przewróciło się jej zdjęcie, ja wierzę, że ona dała mi znak, że jest obok. Ostatnio strasznie padał deszcz, kiedy jechałam na cmentarz, gdy wysiadałam z auta mówiłam: "Sandrusiu, mamusia idzie do Ciebie", nagle przestało padać i wyszło piękne słońce, posiedziałam przy Sandrusi, a gdy wracałam i wsiadałam do samochodu, nagle znowu zaczął padać deszcz. Nieraz, kiedy strasznie płaczę, to nie modlę się do Boga, żeby mi pomógł, tylko do Sandrusi i zaraz jest mi lepiej. Gdy patrzę na zdjęcia, widzę w jej twarzy taką mądrość i dorosłość, moja mama mówi, że chowałam Sandrusię dla Boga. Miałam i mam nadal wyjątkowe dziecko, to jest prawdziwy Anioł. Często w nocy przebudzam się i szukam jej rączki, często spałyśmy razem trzymając się za ręce. Gdy dociera do mnie, że jej nie ma, nie mogę opanować łez, głaszczę jej podusię i wyobrażam sobie, że ona leży obok mnie. W takich chwilach chciałabym być z nią. Wszyscy mówią: "nie płacz, bo Sandrusia nie chciałaby Cię takiej widzieć". Dobrze się mówi, chciałabym nie płakać, ale jak się kogoś kocha tak strasznie jak ja Sandrusię, a Bóg musiał nas rozdzielić, to tak, jakby mi ktoś kawałek serca wyrwał. Nie ma nic straszniejszego niż przeżycie śmierci własnego dziecka, nie taka powinna być kolejność. Wierzę, że Sandrusia ześle mi jeszcze kiedyś córeczkę, ale jeszcze nie teraz. Sandrusia była wyjątkowa i żadne dziecko jej nie zastąpi, ale moim marzeniem zawsze było mieć córeczkę i wierzę, że jeszcze ją będę miała. Sandrusiu, kocham Cię nad życie, moja kochana perełko.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Ludzie są różni...


Wiem, że wielu ludzi dobrze nam życzy, ale jest też wielu ludzi złych, nie wiem nawet, jak ich mam określić. Przekonałam się już nie raz, za życia Sandrusi, jak ludzie potrafią być okrutni, zazdrośni i zawistni. Jest to bardzo przykre, że w takiej tragedii jaka nas spotkała ludzie jeszcze potrafią swoimi słowami nas dobijać. Nie przejmuję się komentarzami, wiem, jakim jestem człowiekiem i co jestem warta, ale gdy przeczytałam, że oprócz mnie ktoś bezcześci imię mojej kochanej córeczki, słabo mi się zrobiło. Jak można być tak okrutnym człowiekiem. Nie pozwolę nikomu złego słowa powiedzieć o Sandrusi, jestem w stanie za nią oczy wydrapać każdemu. Pani S...... przeprosiła mnie i wydaje jej się, że to wystarczy, ale jest w wielkim błędzie. Jest już złożone zawiadomienie do prokuratury, poniesie konsekwencję za swoje, jak to nazwała, "żarty". Następnym razem zastanowi się zanim dotknie klawiatury. Moja Sandrusia jest dla mnie skarbem i zawsze nim będzie. Miałam nic nie pisać na ten temat, ale doszłam do wniosku, że napiszę, ponieważ chciałam uświadomić niektóre osoby, że przez internet nie jest się anonimowym. Wyzywanie i ubliżanie komuś jest karalne.

środa, 25 lipca 2012

Sandrusia ma nowy wystrój, ponieważ na pomnik trzeba długo czekać, a chciałam, żeby już miała ładnie, wyłożyłam na razie sztuczną trawę.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Rzeźba



Dzisiaj wreszcie udało mi się zamówić rzeźbę Sandrusi. Od miesiąca jeździłam po różnych miastach (Warszawa,Kraków,Wrocław i wiele innych). Rozmawiałam z wieloma kamieniarzami i rzeźbiarzami. Im dłużej jeździłam, tym więcej wiedziałam, rzeźbiarzy jest bardzo dużo, ale większość wykonuje prace w piaskowcach, a to jest miękki materiał. Ja chcę Sandrusię z białego marmuru, jest to twardy kamień. Prawdziwi artyści potrafią robić rzeźby z marmuru, są to prawdziwe dzieła. Wybrałam rzeźbiarza z Krakowa, podszedł bardzo poważnie do tego zlecenia. Rozczuliłam się nie raz ,dla mnie ta rzeźba jest bardzo ważna, chcę, żeby była idealna, każdy szczegół: Sandrusi kapelusik, sandałki, sukienka, a najważniejsza jej piękna buźka. Wiem, że niektórzy rzeźbiarze patrzyli na mnie jak na warjatkę, słuchali, jakie mam wymagania, ale miałam to gdzieś. Artysta z Krakowa słuchał mnie uważnie, powiedział, że jeżeli chodzi o zrobienie w marmurze twarzy ze zdjęcia to byle kto się tego nie podejmie, on już niejedną rzeźbę robił w marmurze. Najpierw zaproponował zrobić model próbny z gliny, ponieważ na glinie będzie mógł robić poprawki dotąd, aż wszystko zaakceptuję i dopiero wtedy zacznie prace w marmurze. Wykonanie rzeźby będzie trwało kilka miesięcy, na pewno na Wszystkich Świętych nie zdąży. Pomnik zamawiamy jutro. Teraz miałam czas zajęty, pomnikiem, rzeźbą, już się boję, co teraz będzie? Kiedy mam za dużo czasu, wtedy nie chce mi się wychodzić z łóżka i dużo płaczę. Rodzice i mąż wymyślają ciągle coś, tylko żebym w dzień nie leżała w łóżku i nie spała. Nadal mieszkam u rodziców, nie mogę się rozstać z pokojem, w którym Sandrusia odeszła. Pokój jest moim azylem, wszędzie dookoła są zdjęcia Sandrusi, aniołki i świeczki. Rodzice się śmieją, że sufit mi jeszcze został wolny na zdjęcia. Mam potrzebę ją wszędzie widzieć, raz płaczę z żalu, a raz uśmiecham się do zdjęć. Czuję obecność Sandrusi na cmentarzu i w pokoju, w którym odeszła. Są dni lepsze i gorsze, nigdy nie wiem, jaki humor będę miała, z minuty na minutę mi się zmienia. Potrafię rozmawiać normalnie, a po chwili coś mi się przypomni i łzy w momencie ciekną po policzkach. Tak mi strasznie mojej córeczki brakuje, nie potrafię się pogodzić z jej odejściem, mój Patryk jak tylko widzi, że płaczę, zaraz mi opowiada śmieszne historyjki o Sandrusi i mnie rozśmiesza. Byłam odwiedzić Madzię w domu. Gdy zobaczyłam Jasia od razu się rozpłakałam, przypomniała mi się Sandrusia, gdy go chwyciłam za rączkę, a on odruchowo mi dłoń ścisnął, tak samo moja Sandrusia robiła, wycałowałam mu tą maleńką rączkę, strasznie się wzruszyłam. Tata był ze mną i prosił mnie, żebym nie płakała, bo nie po to mnie tu przywiózł, już wystarczająco w domu dużo płaczę. Wtedy pomyślałam, że nie mogę Madzi robić przykrości, ona wie, co ją czeka, a moim zachowaniem jej nie pomagam. Bardzo się cieszyła, że ją odwiedziliśmy, przepraszała, że nie była na pogrzebie, powiedziałam, że dla niej nie byłoby wskazane być na pogrzebie, zaraz by sobie Jasia wyobrażała w takiej sytuacji. Jasiu cały czas śpi, oczków już nie otwiera, nie reaguje na nic, nie słyszy, nie widzi. Madzia się cieszy, że jest spokojny i nic na razie się nie dzieje. Bardzo się boi, co ją jeszcze czeka, boi się momentu odejścia Jasia. Radziłam jej, żeby się cieszyła każdą godziną spędzoną z Jasiem i nie myślała, jak to będzie, bo myśleniem tylko będzie się dobijać, a nie ma wpływu na nic. Opowiedziałam jej, jak Sandrusia odchodziła, że strasznie się tego momentu bałam, ale na szczęście Sandrusia bardzo spokojnie odeszła. Madzia zapraszała mnie na kilka dni do siebie, skorzystałabym z zaproszenia, ale po pierwsze swoimi nastrojami, płaczem nie wspierałabym jej, a po drugie nie chciałabym przeżywać po raz drugi odejścia dziecka, jakby czasem Jasiu odszedł przy mnie. Trzymaj się Madziu, jesteś bardzo dzielna...

niedziela, 8 lipca 2012

Tęsknota...


Sandrusiu tak strasznie tęsknie za Tobą, jak dalej żyć bez ciebie ??? Mój koszmar, kolejny, dopiero się zaczyna, z dnia na dzień tęsknota jest coraz większa. Jutro jadę z mężem do hospicjum ALMA-SPEI na grupę wsparcia dla rodziców, którzy stracili dziecko. Myślę, że jest nam potrzebna pomoc psychologa. Agnieszka z hospicjum przyjechała nas odwiedzić i przy okazji zabrać sprzęt i resztę rzeczy: leki, opatrunki, pampersy i wiele innych, nam już nie są potrzebne, a innym dzieciom się przydadzą. Przez długi czas nie sprzątałam pokoju, w którym leżała Sandrusia, leki i wszystko inne zostało na swoim miejscu. Ale gdy Agnieszka zadzwoniła, że przyjedzie, musiałam się zmobilizować i spakować rzeczy do pudeł. Pakowałam i płakałam, że już wszystko znika, bo nawet leki mi ją przypominały. Myślałam, jak wszystko jej podawałam, w jej biednych żyłach to już nie krew płynęła tylko leki, tak było ich dużo przez całe leczenie. Agnieszka długo u nas siedziała, rozmawiałyśmy, mówiła, żebym się nie zamykała w domu, muszę wychodzić do ludzi, przełamywać swoje lęki. Hospicjum opiekuje się również rodziną po stracie dziecka, dlatego też zaproponowała nam tą grupę wsparcia. Nie modlę się do Boga, bo w nic już nie wierzę. Kiedy jest mi bardzo źle, to mówię do Sandrusi i ona mi pomaga. Gdy poszłam do spowiedzi przed pogrzebem, to powiedziałam księdzu co myślę, że w nic już nie wierzę, moje dziecko przeszło piekło na ziemi. Powiedziałam, że spowiadam się tylko dla Sandrusi, bo tak trzeba, ale ja nie czuję potrzeby wyspowiadania, bo nie mam grzechów takich, żebym zasłużyła na to, co mnie spotkało. Ksiądz odpowiedział: "dziecko, musisz w coś wierzyć bo z głupiejesz". Musiałam powiedzieć to, co myślę. Cały czas sobie tłumaczę, że ona już nie cierpi, ale zaraz nachodzą mnie myśli, że nie powinna w ogóle zachorować, tylko cieszyć się dzieciństwem, jak inne dzieci.Znajomi dzwonią, piszą esemesy, chcą się spotkać, ale ja nie mam ochoty, większość z nich ma dzieci w wieku Sandrusi. Nie mogę patrzeć na inne dzieci, bo nie mogę powstrzymać łez. Gdy pomyślę, że dzieci znajomych od września pójdą do pierwszej klasy, a moja Sandrusi nie, mam ochotę krzyczeć. Boże, dlaczego mi to zrobiłeś, za co muszę dźwigać ten krzyż ? Gdy wychodzę z domu, obserwuję ludzi, myślę sobie, że życie dla wszystkich toczy się dalej, a mojej Sandrusi już nie ma i moje życie stanęło w miejscu, nie widzę żadnego sensu. Dzisiaj rozmawiałam z Patrykiem, jest bardzo zadowolony (jest na obozie), cieszę się, że on trochę odpocznie od tego wszystkiego, co ostatnio się działo. Jest zadowolony, bo ciągle zajmuje pierwsze miejsca w zawodach sportowych. Powiedział, że w dzień, w który wróci z obozu, nawet gdyby już było bardzo późno, on chce iść do Sandrusi zapalić świeczkę, odpowiedziałam, że pewnie, że pójdziemy.