wtorek, 3 lipca 2012

Dwa tygodnie bez Sandrusi


Już dwa tygodnie bez Sandrusi, a mi się wydaje, że minęło kilka dni. Ten czas tak szybko mija . Codziennie chodzę na cmentarz i nie mogę nadal uwierzyć, że jej już nie ma i nigdy nie będzie. Rozmawiam z nią, żeby mi pomogła przejść przez ten ciężki okres żałoby, bo wierzę, że tylko ona może mi pomóc. Nieraz płaczę, bo wydaje mi się, że ona tęskni za mną i płacze, że chce do mamusi, byłyśmy strasznie emocjonalnie związane ze sobą. Rodzina ciągle mi tłumaczy, że jest szczęśliwa i już nie cierpi. Nie życzę najgorszemu wrogowi przeżywać to co ja i moja rodzina. Wkurza mnie, jak ktoś mi mówi, że muszę się wziąć w garść i dalej żyć, łatwo się mówi, nie da się tak z dnia na dzień wrócić do normalnego życia, tak jakby się nic nie stało. Z Sandrusią umarła część mnie. Piszę i płaczę, dlaczego tak musiało być!!! Ona tak chciała żyć, przez całą chorobę była taka dzielna, uśmiechnięta, nigdy nie narzekała, kiedy jechałyśmy do szpitala, po prostu wiedziała, że musimy jechać. Dużo rozmawiałyśmy, nieraz czułam się, jakbym z dorosłą osobą rozmawiała, a nie z dzieckiem. Dzieci chore bardzo szybko dorastają. Nie zapomnę dnia przed paraliżem. Całą noc płakała, że źle się czuje i wszystko ją boli, ciągle powtarzała:"mamusiu kocham cię nad życie" i obejmowała mnie rączkami za szyję. Ostatnie jej słowa: "mamusiu polulaj mnie" i "kocham cię nad życie". Lulałam ją ponad dwie godziny, zasnęła, a gdy się obudziła, była już sparaliżowana. Na moich rękach ją sparaliżowało i na moich rękach umarła, jest to dla mnie straszne przeżycie. Bardzo zaniepokoiło mnie, że ciągle powtarzała ,że mnie kocha, przeszło mi wtedy przez myśl, jakby na zapas mi mówiła i łzy do oczów mi napłynęły, ale odganiałam najgorsze myśli. Mam różne wspomnienia, które teraz chodzą mi po głowie chodzą. Dała mi też do myślenia pewna sytuacja w ten dzień, w który jechałyśmy do szpitala i dowiedziałam się, że guz urósł 6cm. Sandrusia przyglądała mi się całą drogę, jak prowadziłam auto, zapytałam: "Sandrusiu, czemu mi się tak przyglądasz", a ona spytała: "mamusiu, a ja jeszcze wrócę do domu?", serce mi stanęło, jak to usłyszałam, odpowiedziałam, że oczywiście, tylko pani doktor sprawdzi, czemu główka Cię boli, będziemy jakiś czas w szpitalu i wrócimy do domu. Dwa tygodnie później już była sparaliżowana. Myślę, że dzieci czują nadchodzącą śmierć, mam wiele takich przykładów... 
Dzisiaj dokupiłam ramki na zdjęcia, chce ją mieć wszędzie. Gdy rano się budzę, zawsze się uśmiecham do jej zdjęć, całuję je, a zaraz płaczę, bo dociera do mnie, że jej już nigdy nie zobaczę.Wiem, że jakby dorosła, byłabym z niej dumna, ona na pewno byłaby dobrym człowiekiem. Wspominamy z mężem i rodziną córeczkę, śmiejemy się i płaczemy, ona była tak bardzo kochanym dzieckiem, wszyscy ją uwielbiali. Tak strasznie nam Ciebie Sandrusiu brakuje, kochamy Cię nad życie wszyscy. Znalazłam napis na serce, które będzie na nagrobku Sandrusi: 'TAK KRÓTKO ŻYŁAM, A TAK ŻYĆ CHCIAŁAM, BÓG TAK CHCIAŁ, ODEJŚĆ MUSIAŁAM". To zdanie idealnie pasuje do Sandrusi.