środa, 4 lipca 2012

Moja cudowna córeczka...

  



Przez przypadek dowiedziałam się o filmiku Sandrusi. Próbowałam go obejrzeć dwa raz i nie dałam rady, serce mi pęka, a łzy leją się strumieniem. Filmik jest piękny, ale wspomnienia tak strasznie bolą. Była tak ciężko chora, a potrafiła cieszyć się życiem, widać po zdjęciach, wiecznie uśmiechnięta. Dała nam tyle szczęścia przez siedem lat, była wspaniałym dzieckiem. Robiłam wszystko, żeby ją uszczęśliwić, jestem z siebie zadowolona, starałam się jak mogłam. Dzięki niej stałam się silniejsza, nauczyła mnie przełamywać swoje lęki, kiedyś np. bałam się zastrzyków, nie pomyślałabym, że kiedyś będę je sama robiła. Przeszłam taką szkołę życia, że szkoda słów. Pielęgniarki z hospicjum śmiały się, że jestem tak obeznana i wyszkolona, że niejedna pielęgniarka mogłaby się ode mnie uczyć. Wiedziałam, że Sandrusia woli, jak ja wszystko przy niej robię. Mówiła np. przy zmianie opatrunku przy wejściu centralnym: "mamusiu ty jak to robisz, mniej boli". Chciałam ją za wszelką cenę uratować, życie bym za nią oddała. Przyszedł moment, że już nic nie mogłam zrobić, bezsilność była straszna. Opisuję tylko małą cząstkę tego, co przeżyłam i widziałam. Nigdy się nie pogodzę z tym, że musiała odejść i cierpieć dwa lata i siedem miesięcy. Przeszła dwie operacje główki (trepanacje czaszki), 33 naświetlania (radioterapia) główki, 60 chemi, była około 50 razy pod narkozą (usypiana), podano jej masę leków, kroplówek, przetaczania krwi, płytek, zabiegi, przeprowadzano przeróżne badania. Mogłabym pisać i pisać ile to moje biedne dziecko przeszło męczarni. Bloga zaczęłam pisać po półtorarocznej chorobie, wcześniej na pewno nie byłabym w stanie pisać, z biegiem czasu uczyłam się żyć z chorobą. Robiłam wszystko, żeby Sandrusia miała w miarę możliwości normalne dzieciństwo. Jak sobie przypomnę niektóre sytuacje, jak cierpiała, to z jednej strony cieszę się, że jej i mój koszmar się skończył, a ja nie muszę patrzeć na to cierpienie. Nie ma nic gorszego jak patrzeć na własne dziecko jak cierpi i nie móc nic zrobić. Nieraz sama się zastanawiam, jak ja to wszystko przeżyłam i nie zgłupiałam. Do końca życia będę powtarzała na cmentarzu i nie tylko: "Sandrusiu, kocham Cię nad życie. Jestem z Ciebie dumna, że byłaś dzielna do końca". Staram się nie płakać dla Ciebie, ale jeszcze nie daję rady, nie mogę opanować łez.