niedziela, 15 stycznia 2012

Pilny wyjazd do Francji

W niedziele przyszła do mnie pani ordynator oddziału onkologicznego chciała mi przedstawić jaka jest zła sytuacja.Konsultowała Sandrusie w Warszawie w Centrum Zdrowia Dziecka i zaproponowała bardzo ciężką chemię,żeby zatrzymać rozrost nowotworu.Powiedziałam ,że lecę samolotem na konsultację do Paryża,bo chcę usłyszeć opinię innych lekarzy.Pani profesor odpowiedziała,że szanuję moją decyzję,żebym kiedyś nie miała wyrzutów,że czegoś nie zrobiłam.Ale mam czas do wtorku na podjęcie decyzji,czy zgadzam się na ciężką chemię.Bardzo bałam się Sandrusie zostawić w szpitalu z mężem,bo źle się czuła i obawiałam się,że stan się może pogorszyć.Chciałam osobiście rozmawiać z Francuskimi lekarzami.Wyleciałam o 8:00 rano w poniedziałek.Gdy dotarłam do szpitala w którym córka miała operację, sekretarka poinformowała mnie,że neurochirurg cały dzień operuje i nie uda nam się z nim spotkać.Powiedziałam sekretarce jaki jest stan mojego dziecka i każda godzina się liczy.Sekretarka postanowiła zadzwonić na blog operacyjny i poprosi neurochirurga.Lekarz przyjął nas,oglądnął płytki z rezonansem i tomografu i powiedział,że nie jest nam w stanie pomóc.Guz 6 centymetrowy ma konsystencje płynną nie da się go usunąć,proponuje chemioterapie i zadzwonił do drugiego szpitala do doktora Girlla onkologa z którym byliśmy umówieni na 13 stycznia.Pojechaliśmy na onkologie zaproponowali chemię ale lekką ,lekarz powiedział,że mocna może ja zabić..Wróciłam do Polski o 12:30 w nocy i od razu z lotniska pojechałam do mojej kochanej córeczki do szpitala.Taką miałam nadzieje,że nam w Francji pomogą.