niedziela, 29 stycznia 2012

Bioenergoterapeutka...


Dostałam telefon z Warszawy od znanej bioenergoterapeutki. Chciała odwiedzić Sandrusię. Zapytała, czy zgodzę się, żeby jeszcze tego samego dnia przyjechała do nas. Pomyślałam, że i tak już nie mam nic do stracenia i zgodziłam się. Kobieta przyjechała z Warszawy pociągiem, była u nas na 19:00. Gdy zobaczyła Sandrusię i dotknęła ją, powiedziała, że jej nie czuje, że ona jest już między dwoma światami. Jest nieobecna i cierpi, bo jest zamknięta w swoim ciele. Nie może odejść, bo ja jej nie pozwalam, ponieważ nie jestem gotowa na jej odejście, że przejdzie na tamtą stronę kiedy ja będę gotowa. Rozpłakałam się i pożałowałam, że ta kobieta przyjechała. Która matka byłaby gotowa na śmierć swojego dziecka ? Ja nigdy się z tym nie pogodzę i nigdy nie będę gotowa. Mówiła, że Sandrusia jest aniołkiem, który miał jakąś misję do spełnienia, miała pokazać nam, co w życiu jest najważniejsze. Gdy pochyliła się nad Sandrusią i zaczęła jej szeptać, żeby odeszła, że mamusia da sobie rade bez niej, nie mogłam tego słuchać, podeszłam od razu do łóżka i chwyciłam Sandrusię za rączkę. Powiedziałam: "mamusia zawsze będzie z Tobą". Nie chciałam, żeby ta Pani mówiła do niej takie rzeczy. Pomyślałam sobie, że jeżeli córka jest świadoma, to co ona sobie myśli, kiedy pochyla się nad nią obca kobieta i mówi do niej, żeby mamusię zostawiła. Sandrusia zaczęła się denerwować, miała nieregularny oddech. Nie chciałam być niemiła, bo ta kobieta chciała pomóc,ale nie wiem sama czego oczekiwałam. Doszłam do wniosku, że nasza miłość, miłość matki z córką jest tak wielka, że tylko miłość może sprawić cud, nikt ani nic innego. SANDRUSIU, TAK STRASZNIE CIĘ KOCHAM !!!