czwartek, 9 lutego 2012

Kolejny dzień...

Pojawiają się kolejne problemy.Jednym z nich jest wypróżnianie,Sandrusia musi mieć robioną,co drugi dzień wlewkę (lewatywę).Przez morfinę,która jest podawana 24 godz. na dobę,wszystkie narządy nie funkcjonują tak jak powinny(pracują wolniej ).Nerki,też zaczynają, źle funkcjonować,bo coraz mniej wydala moczu,dostaje leki pobudzające wydalanie moczu.Wczoraj zatkała się sonda ,trzeba było ją usunąć i założyć w drugiej dziurce w nosie.Założenie sondy nie jest takie proste,pielęgniarka,przez nos wkłada rureczkę i musi trafić do żołądka. Tak strasznie Sandrusia płakała,pielęgniarka nie mogły rurką trafić do żołądka,dopiero za trzecim podejściem się udało.Ja jak na końcu rurki zobaczyłam krew,pielęgniarka wyprowadziła mnie na korytarz,żebym na to nie patrzyła.Płakałam za drzwiami i mówiłam sama do siebie,Boże,ile to dziecko musi jeszcze znieść!!!Rodzice innych dzieci,pocieszali mnie a mi serce pękało.Zakładanie trwało może z 20 minut a mi się wydawało wiecznością.W trakcie zakładania sondy pojawiły się problemy z oddychaniem,trzeba było tlen zwiększyć.Gdy weszłam do sali i zobaczyłam ją taką czerwoną od płaczu i przerażoną, płakałam z nią i mówiłam jej ,że nie pozwoli mamusi Sandrusi już nic robić.Weszłam do niej na łóżko,przytuliłam do siebie i całowałam po główce,uspokoiła się i po jakimś czasie mogłam jej całkowicie tlen odłączyć,ponieważ spokojnie oddychała.Dalsza cześć dnia była spokojna.O 3:00 w nocy przestraszyłam się,.Sandrusia zaczęła ciężko oddychać,zerwałam się na równe nogi, szybko podłączyłam jej tlen i oddech się unormował.