wtorek, 7 lutego 2012

Dzień za dniem

Każdy dzień jest podobny w szpitalu.Nieraz pytam pielęgniarki,jaki dzisiaj jest dzień,poniedziałek,czy sobota,traci się poczucie czasu.Nasz dzień wygląda tak.Rano gdy Sandrusia się budzi,pielęgniarki pomagają mi,ją całą umyć.Jedna pielęgniarka ją myje,druga wyciera,ja balsamuję całe ciało a później smaruje preparatem na odleżyny.Następnie,brałam ją na ręce a pielęgniarki pościel zmieniały.Ale od tej pory jak mam problemy z kręgami szyjnymi nie dźwigam jej.Córki ciało jest dwa razy cięższe,ponieważ jest sparaliżowane.Staram się wszystko sama robić,żeby Sandrusia się nie denerwowała,ale odkąd mam problemy z szyja,pielęgniarki mówią mi,że są po to,żeby mi pomóc,wiedzą,że ja na wszystko zwracam uwagę i starają się wszystko delikatnie robić.Co trzy godziny zmieniam pozycje leżenia Sandrusi,żeby się odleżyny nie robiły w tym czasie ćwiczę jej rączki i nóżki,aby chociaż troszkę zmniejszyć napięcie mięśni i pobudzić krążenie.Przychodził pan rehabilitant,ale ona się denerwowała i mruczała,dawała znać,że nie jest zadowolona.Teraz ja ją ćwiczę,przy mnie jest spokojna ,gdy jej mówią"Sandrusiu rozluźnij nóżkę"z nogi twardej jak kamień,powoli puszcza napięcie i mogę ją zgiąć,przez jakiś czas jest rozluźnienie,ale później znów wraca napięcie.Co godzinę wymieniam na pompie strzykawkę z jedzeniem.Aparatura pokazuje kiedy gorzej oddycha,wtedy ustawiam jej tlen.Gdy się ślina w buzi zbiera i zaczyna charczeć,trzeba ją odessać.Teraz wiem jak wygląda opieka nad osoba w śpiączce lub sparaliżowaną.Jest to ciężka praca,trzeba się całkowicie poświęcić chorej osobie.Dla mnie nie jest to poświęcenie,ja zajmuje się Sandrusia z miłości.