piątek, 9 września 2011

Telefony i maile...




Dostaję telefony i maile od rodziców chorych dzieci, którzy szukają pomocy. Lekarze w Polsce nie są w stanie im pomóc i nasz przykład daje jakąś im nadzieję. Na ile mogę, na tyle pomagam. Sama szukałam pomocy i wiele nocy przepłakałam, bo nie znalazłam żadnej osoby, po której śladach mogłabym iść. Przeraża mnie to, ile dzieci jest chorych i że rodzice muszą sami szukać ratunku dla nich. Wiem, że gdybym nic nie robiła, to Sandrusi może by już nie było (nawet nie chcę o tym myśleć). Moja miłość do niej jest tak wielka, że dała mi siłę do walki. Życzę wszystkim rodzicom, którzy zmagają się z tą ciężką chorobą, dużo siły i wiary.