
środa, 28 września 2011
BĘDĘ WALCZYĆ, NIE PODDAM SIĘ !!!
Kolejny cios...
niedziela, 25 września 2011
Urodziny...
Urodziny były bardzo udane. Sandrusia oczywiście najbardziej cieszyła się z prezentów. Klauni wymyślali różne zabawy, było bardzo wesoło. Gdy wszyscy śpiewali "Sto lat" pomyślałam, że dwa lata temu mogło jej już z nami nie być, ale najważniejsze, że dzisiaj jest i zrobię wszystko, żeby zawsze była. Tak strasznie ją kocham, że słowami nie da się tego wyrazić. Dzisiaj powoli pakujemy się na wyjazd do kliniki. Sandrusia nieświadoma niczego, pakuje do walizki kolorowanki, pisaki, lalki i różne inne rzeczy. Powiedziałam jej, że jedziemy dowiedzieć się, jakie wyszły wyniki, czy w główce się już zagoiło, bo jeżeli nie, to będziemy musiały parę dni zostać. Odpowiedziała: "dobrze mamusiu". Ona jest taka dzielna i mądra, nie chcę jej kłamać, ale nie mogę mówić jej całej prawdy. Nie wiem, czy od razu zostaniemy we Francji, czy wrócimy do domu i będziemy czekać na termin operacji....
czwartek, 22 września 2011
Znów złe wiadomości...
W szpitalu w Prokocimiu zmarł Stasiu. Długo walczył z chorobą, ale rak ciągle atakował nowe miejsca. Jego marzeniem było zobaczyć Rzym, fundacja "Mam Marzenie" spełniła je. Cały czas mam kontakt z rodzicami chorych dzieci, informujemy się o złych i dobrych wiadomościach, przeżywamy wszystko wspólnie, bo łączy nas ta sama tragedia, walka o dziecko. Ludzie nie zdają sobie sprawy, ile dzieci choruje i umiera. Gdy dostaję złą wiadomość, od razu przychodzą mi do głowy myśli, co będzie z moją Sandrusią, jak nasza historia się potoczy, te myśli mnie zabijają. Obserwuję ją, jak śpi i proszę Boga, żeby mi jej nie zabierał, bo nie przeżyję tego.
Urodziny Sandrusi...
Dzwonił nasz znajomy-tłumacz, że we wtorek mamy być we Francji. Wizytę u doktora J.Girlla mamy na 12:30. Strasznie boję się tej rozmowy, bo wiem, że onkolog będzie szczery. Najbardziej boję się , że powie, że nic już nie da się zrobić, już kiedyś usłyszałam takie słowa w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Do wyjazdu staram się odpędzić złe myśli, bo i tak rozmyslanie nic nie da. Szukam sobie zajęć, aby nie myśleć o chorobie córki, najgorsze są wieczory. Teraz mam misję - urządzić Sandrusi piękne urodziny, zaprosiłam dwóch klaunów i panie, które będą przebierały dziewczynki za księżniczki, malowały i czesały. Muszą to być najpiękniejsze urodziny, już widzę uśmiech na jej twarzy, kiedy zobaczy, jakie niespodzianki przygotowałam dla niej :)
poniedziałek, 19 września 2011
Żywienie chorego dziecka...
Wiem, że jedzenie ma wpływ na nasz organizm. Przeczytałam książkę "Antyrak", autor opisuje w niej, czego powinno się unikać a co powinno się jeść. Staram się Sandrusi ograniczać słodycze, ale jak to dziecko, raz na czas domaga się czegoś słodkiego. Próbowaliśmy jej dawać soki z sokowirówki, ale nie bardzo je lubi, więc staram się jej dawać dużo surowych owoców. Dziękuję wszystkim za rady odnośnie żywienia, polecaną książkę kupię i przeczytam we Francji.
Dziękuję...
Dziękuję wszystkim za telefony, maile i esemesy z ciepłymi słowami. Wiem, że Sandrusia poruszyła niejedno serce. Jest wspaniałym dzieckiem i wierzę, że wyzdrowieje i wyrośnie na dobrego człowieka. Dzisiaj rozmawiając z mężem zastanawialiśmy się, jak to jest możliwe, że ona jest taka wesoła, bawi się i nic po niej nie widać, żeby coś działo się z nią niepokojącego. A w główce ten potwór ją atakuje i chce ją zabić. Będąc na oddziale onkologicznym widziałam, jak choroba zabiera dzieci. Jednego dnia rozmawiałam z dzieckiem, a rano dowiadywałam się, że nie żyje. Dostałam dzisiaj wiadomość od koleżanki, która niedawno straciła dziecko przez nowotwór. Pisze, że codziennie chodzi do swojej córeczki na cmentarz, rozmawia z nią i prosi ją o zdrowie dla Sandrusi. Gdy przeczytałam te słowa rozpłakałam się, bo nigdy nie chciałabym być w jej sytuacji. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, co ona przeszła i nadal przechodzi po stracie dziecka. Ona najlepiej wie, co ja teraz czuję, bo sama to przeszła, ale proszę Boga, aby nasza historia zakończyła się szczęśliwie. Panie Boże daj nam siłę i wiarę do walki.
niedziela, 18 września 2011
Walka...
czwartek, 15 września 2011
KOLEJNY CIOS...
Otrzymaliśmy straszną wiadomość, wyniki rezonansu Sandrusi są bardzo złe. Lekarz poinformował nas, że guz odrasta w trzech miejscach i trzeba kolejny raz, jak najszybciej operować. Nie mamy wyjścia, musimy się zgodzić, bo guzy szybko rosną. Martwię się, co będzie potem, nikt nie zagwarantuje, że po tej operacji nie odrosną znowu, a przecież nie można w nieskończoność otwierać głowy. Każda operacja niesie ryzyko powikłań. 27 września mamy się zgłosić na oddział onkologi we francuskim szpitalu, lekarze będą już po konsultacjach. Jesteśmy załamani, cały dzień płaczę, bo nie mogę uwierzyć w to, że ten koszmar znów się zaczyna. Minęły dopiero trzy miesiące od operacji, a guzy już odrosły. Już było tak normalnie, cieszyliśmy się każdym dniem a teraz całe to szczęście prysnęło jak bańka mydlana. Zastanawiam się, jak wytłumaczę Sandrusi, że musi wrócić do szpitala, przecież jej obiecałam, że już nigdy nie wróci. Syn powiedział mi ostatnio: mamo jak dobrze, że jesteś już w domu,że Sandrusia jest zdrowa i nie musicie już jeździć do szpitala. Jak mam mu teraz powiedzieć, że znów nas nie będzie. Serce mi pęka, myślałam, że udało nam się pokonać chorobę, nie przypuszczałam, że tak szybko wróci. Nie wiem czy dam radę to wszystko kolejny raz przechodzić, wiem że muszę to zrobić dla Sandrusi, ale na razie jestem w rozsypce.
piątek, 9 września 2011
Telefony i maile...
Dostaję telefony i maile od rodziców chorych dzieci, którzy szukają pomocy. Lekarze w Polsce nie są w stanie im pomóc i nasz przykład daje jakąś im nadzieję. Na ile mogę, na tyle pomagam. Sama szukałam pomocy i wiele nocy przepłakałam, bo nie znalazłam żadnej osoby, po której śladach mogłabym iść. Przeraża mnie to, ile dzieci jest chorych i że rodzice muszą sami szukać ratunku dla nich. Wiem, że gdybym nic nie robiła, to Sandrusi może by już nie było (nawet nie chcę o tym myśleć). Moja miłość do niej jest tak wielka, że dała mi siłę do walki. Życzę wszystkim rodzicom, którzy zmagają się z tą ciężką chorobą, dużo siły i wiary.
Kolejna wizyta w szpitalu już we wtorek...
Już we wtorek lecimy do Paryża, strasznie się boję, ale wierzę, że rezonans wyjdzie dobrze, musi wyjść dobrze (trzymajcie za nas kciuki) !!!. Tłumaczę Sandrusi, że musimy lecieć na badanie, bo lekarze muszą sprawdzić, czy główka się dobrze zagoiła po operacji. Ostatnio powiedziała: mamusiu, ja już nie wrócę do szpitala !, obiecałam jej, że do szpitala będziemy jeździły tylko na kontrole.
czwartek, 8 września 2011
Kolejne dni w przedszkolu...
Sandrusia zaskakuje mnie z dnia na dzień, teraz widzę, jak brakowało jej rówieśników. Pani przedszkolanka zaprosiła mnie na rozmowę, powiedziała, że jest pozytywnie zaskoczona zachowaniem córki. Myślała, że będzie miała problem w nawiązywaniu kontaktów z dziećmi, a tu wręcz przeciwnie, jest bardzo serdeczna, pomocna, uważnie słucha pani, dużo mówi i bardzo ładnie się bawi. Rano pierwsza wstaje do przedszkola, nie trzeba jej budzić. Zakończyła także rehabilitację w ośrodku w Krzeszowicach, minęły już trzy tygodnie i w tej chwili nie ma wolnych terminów. Dzwoniłam do prywatnych rehabilitantów, ale ci, którzy są dobrymi specjalistami, mają odległe terminy. Zaczęłam sama z nią ćwiczyć, czytam w internecie, które ćwiczenia są wskazane na opadająca stopę i szpotawienie końskie. Córka musi być cały czas rehabilitowana, bez ćwiczeń stan nogi się pogarsza i robią się przykurcze.
piątek, 2 września 2011
Pierwszy dzień w przedszkolu
Nadszedł długo oczekiwany dzień. Pierwszego dnia w przedszkolu bardzo się stresowałam, ale okazało się, że niepotrzebnie. Panie przedszkolanki wycałowały i wyprzytulały Sandrusię. Dzieci bardzo serdecznie ją przyjęły i wręczyły jej kwiaty na powitanie. Niektóre dzieci zaczęły pytać, co ona ma na nodze, ale im wytłumaczyłam, że Sandrusia ma chorą nóżkę i musi to nosić. Siedziałam z nią ponad dwie godziny, nie chciałam jej zostawiać, ale ona powiedziała, że mogę iść, bo już się nie wstydzi. Wychodząc z przedszkola uśmiechałam się sama do siebie i pomyślałam, jaka jestem szczęśliwa, że wreszcie możemy normalnie żyć jak dawniej. Tak bardzo mi brakowało codziennych obowiązków, wcześniej nie doceniałam codzienności. Gdy przyszłam o 13:00 po Sandrusię, nie chciała iść do domu, powiedziała, ze robi łódkę z papieru i muszę poczekać. Wychodząc z przedszkola buzia jej się nie zamykała, chciała wszystko naraz opowiedzieć. Na koniec zapytała, czy może jutro też iść do przedszkola, odpowiedziałam, że teraz będzie chodzić cały czas .
Subskrybuj:
Posty (Atom)