piątek, 4 listopada 2011

Złe wiadomości

W dniu Wszystkich świętych zmarło kolejne dziecko,Dawid miał 14lat,od kilku lat walczył z rakiem.Nie spałam w nocy ,bo Sandrusia się budziła i płakała,że ją boli wszystko i się źle czuje.Gdy usłyszałam ruch na korytarzu,pielęgniarki biegające a potem nagłą ciszę,już wiedziałam,co to oznacza i nie myliłam się,rano dowiedziałam się że Dawid w nocy zmarł.Na oddziele są teraz trzy dziewczynki w podobnym wieku co Sandrusia,które w każdej chwili mogą umrzeć.Lekarze mówią ,że godziny ich są policzone.Rozmawiając z mamą Klaudii,ona wierzy,że zdarzy się cud i jej córka wyzdrowieje.Mama Oli,nie odchodzi od jej łóżka,powiedziała mi ,że chce być przy niej,jak będzie odchodzić na tamten świat.Rodzice Gabrysi,która ma przeżuty do głowy i leży na intensywnej terapii,siedzą pod drzwiami i płaczą z bezsilności.Ta czwórka dzieci,są mi bardzo bliskie,bo leczyły się wcześniej z nami.W środę było pożegnanie Dawida w kaplicy szpitalnej.Walczyłam,ze sobą,żeby nie iść ,bo kiedyś byłam już raz na pożegnaniu dziecka i obiecałam sobie,że nigdy więcej już nie pójdę.Jest to straszne przeżycie i obciążenie dla psychiki,jak stoi się w małym pomieszczeniu przy otwartej trumnie.Ale gdy przyszedł do mnie ojciec jednego z chorych dzieci i prosił,żebym poszła tylko na chwilę,zanieść wieniec w imię solidarności rodziców.Postanowiłam iść ,bo wiedziałam ,że większość rodziców na oddziele jest nowych i nie ma kto iść.Wytrzymałam może z piętnaście minut,jak siostra zakonna zaczęła mówić,że Dawid teraz przemierza drogą do nieba,nie wytrzymałam,rozpłakałam się i wybiegłam.Chciałam wesprzeć rodziców moją obecnością, że jestem z nimi w tym cierpieniu ,ale nie wytrzymałam do końca,myślę ,że mnie zrozumieli.