wtorek, 26 czerwca 2012

Pożegnanie...


 Moja śliczna Sandrusia, kiedy była malutka :)


Sobota była jednym z najgorszych dni w moim życiu. Od śmierci Sandrusi nie mogę spać, muszę wziąć tabletkę, żeby zasnąć. W sobotę, gdy tylko otworzyłam oczy, zaczęłam płakać, zresztą nie ma dnia, żebym nie płakała. O 7:00 rano dostałam telefon z zakładu pogrzebowego, że możemy przyjechać wcześniej, żeby pożegnać Sandrusię, bo trumna zostanie otwarta. Wcześniej właściciel zakładu pogrzebowego poinformował nas, że ciało Sandrusi będzie w chłodni pięć dni, a to jest bardzo długo i nie wiadomo, czy w sobotę otworzą trumnę. Powiedziałam, że choćby nie wiem jak wyglądała, to muszę ją zobaczyć. Od wtorku miałam ją cały czas przed oczami, nieżywą. Gdy w sobotę rano dostałam telefon z jednej strony się cieszyłam, ale z drugiej bardzo bałam. Nie chciałam zażywać żadnych leków uspakajających, ale po namowie mojej mamy doszłam do wniosku, że nie przeżyję pogrzebu bez leków, serce mi pęknie. Kiedy zobaczyłam Sandrusię, jak pięknie wygląda, od razu skojarzyła mi się z porcelanową laleczką. Gdy ją dotknęłam, przeraził mnie chłód jej ciała, od razu przypomniał mi się koszmarny wtorek, kiedy na moich rękach jej ciało robiło się coraz zimniejsze. Cieszę się, że mogłam ją zobaczyć ostatni raz, pocałować, przytulić, dotknąć. Nawet wymalowałam jej różowym błyszczykiem usteczka, tak pięknie wyglądała, ona zawsze lubiła usta malować, podkradała mi błyszczyki. Chciałabym też wszystkim z całego serca podziękować za przybycie na pogrzeb Sandrusi. Podobno było strasznie dużo ludzi, nie rozglądałam się, byłam w takiej rozpaczy, że nikogo nie widziałam. Jest to dla mnie bardzo wzruszające, że tak wiele ludzi przyszło pożegnać moją kochaną córeczkę. Jest mi tak cholernie ciężko żyć z dnia na dzień, jest coraz gorzej, tęsknota jest ogromna. Mam huśtawki nastrojów, raz krzyczę, raz się śmieję, to znowu płaczę. Jeszcze nie zmieniłam pościeli, nadal czuję jej zapach, nie pozwalam nikomu kłaść się na jej łóżko. W sypialni, w której odeszła, gdzie nie spojrzę jest jej zdjęcie, na każdym jest uśmiechnięta. Nie mogę sobie znaleźć miejsca, moje życie do tej pory było podporządkowane 24 godziny na dobę Sandrusi, a teraz została wielka pustka. Kupiłam dużo ramek na zdjęcia, u dziadków i u siebie porozwieszałam na ścianach zdjęcia Sandrusi. Szukam sobie zajęć, żeby nie oszaleć, jeżdżę na cmentarze, oglądam nagrobki, szukam kamieniarzy, rzeźbiarzy. Sandrusia była wyjątkowa i nagrobek też musi mieć wyjątkowy. Widzę po ilości zniczy, jak wiele ludzi odwiedza Sandrusię, wyrzucam te wypalone. Sandrusia poruszyła tak wiele serc, że ludzie przyjeżdżają z różnych miejscowości, żeby zapalić dla niej światełko. W jej imieniu dziękuję...