czwartek, 21 czerwca 2012

Olśnienie

Dzisiaj segregując zdjęcia Sandrusi dotarło do mnie, jaka ona była wykończona chorobą. Będąc z nią na codzień, przyzwyczaiłam się do jej lepszego i gorszego wyglądu. Dzisiaj, oglądając zdjęcia ze szpitala, jak była już sparaliżowana, zobaczyłam wrak człowieka, oglądałam i płakałam, patrzyłam, co choroba z nią zrobiła. Nowotwór niszczył po kolei każdą część jej ciała. Wreszcie jej koszmar się skończył. Cieszę się, że byłam przy niej, kiedy odchodziła na moich rękach. Cały czas sobie tłumaczę, że już nie cierpi, ale jest mi ciężko. Dzisiaj pojechałam na cmentarz zobaczyć kolejny raz miejsce, w którym będzie pochowana. Płakałam idąc przez cmentarz, nie mogłam opanować łez, nogi miałam tak ciężkie, że wydawało się, że odmawiają mi posłuszeństwa, żebym nie szła dalej. Usiadłam na ławeczce i prosiłam Sandrusię, żeby pomogła mi przez to wszystko przejść, że chyba zapłaczę się na śmierć. Mówiłam: "Sandrusiu, kochanie gdzie jesteś?, pomóż mi, bo nie daję sobie rady bez Ciebie." Po chwili przypomniałam sobie jak cierpiała, że na pewno na mnie patrzy, byłaby smutna, widząc mnie w takim stanie. Obeszłam cały cmentarz i już ani jedna łza mi nie popłynęła po policzku. Myślę, że ona mnie olśniła i dała siłę. Wiem, że będzie ciężko, nie da się w ogóle nie płakać, ale postaram się Sandrusiu dla Ciebie być silna, Ty lubiłaś, jak się uśmiechałam.Wszystko bym dała, żebyśmy się wygłupiały i śmiały jak dawniej. Pomóż mi Sandrusiu przeżyć w sobotę pożegnanie z Tobą, wiem, że czuwasz nade mną. Kocham Cię, Aniołku mój.