wtorek, 13 marca 2012

Kolejny dzień...

Nie chcę zapeszać,ale jutro Sandrusia ma być przewieziona karetką do domu.Ostatnio córka mniej płakała i wróciłam do rozmowy z panią doktor,na temat wyjścia do domu.Przyjechała do mnie pani doktor z hospicjum,porozmawiałyśmy.Zadała mi pytanie,czy jestem na siłach zabrać Sandrusie do domu,odpowiedziałam,że tak.Pani doktor w domu ,będzie nas odwiedzała dwa razy w miesiącu a pielęgniarka dwa razy w tygodniu.Pod telefonem będzie lekarz dyżurny 24 godz. na dobę.Dzisiaj przewiozłam cały sprzęt z hospicjum do domu,musi być wszystko przygotowane na przyjście Sandrusi.Wiem,że ona czeka na ten domek i się doczeka.Nawet nie rozebrałam choinki,ona tak lubi jak lampeczki się świecą na choince a nie miała okazji zbyt,długo się nią nacieszyć.Na razie nie mam zamiaru jej rozbierać.Nie mogę się już doczekać,wyjścia ze szpitala z Sandrusią.Wiem,że jutro na pewno uronię łzę.jak będę zamykać,za sobą drzwi oddziału onkologicznego.Ten oddział,był naszym drugim domem,tyle cierpienia i wszystko na marne.Myślenie o tym wszystkim strasznie boli.Dzisiaj pani doktor z hospicjum poinformowała mnie,że Sandrusia nie będzie reanimowana.Wiedziałam o tym,ale znów się rozpłakałam,tak mi strasznie ciężko uwierzyć,że to już koniec.Ma mnie odwiedzić z hospicjum psycholog,do tej pory nie potrzebowałam psychologa,ale boje się,co będzie się ze mną później działo.Byłam silna do tej pory ,ale ile może psychika znieść.Żyje,każdym dniem staram się nie myśleć do przodu,co mnie czeka,żeby nie zwaryjować.Teraz najważniejsze jest,że uszczęśliwię Sandrusię,bo będzie w domku i będziemy razem w jednym łóżku spały,jak dawniej i za rączkę się trzymały.