czwartek, 8 grudnia 2011

Fundacja "Mam marzenie"

Dzwoniła kolejny raz pani z fundacji"Mam marzenie",chcą spełnić Sandrusi marzenie.Od dawna jest już sponsor,który chce ,córce i całej rodzinie za sponsorować wyjazd do ciepłych krajów.Sandrusia miała marzenie zobaczyć morze,ale baliśmy się w wakacje jechać do ciepłych krajów,bo krótki okres minął od operacji w Francji.Postanowiliśmy zabrać ją nad Polskie morze.Nie za pomne dnia w którym przyszła pierwszy raz do nas pani z fundacji "Mam marzenie".To był początek choroby Sandrusi,ja byłam w totalnej rozsypce,nie chciałam z nikim rozmawiać.Gdy kobieta przedstawiła się,że jest z fundacji i chcą spełnić Sandrusi marzenie,strasznie się zdenerwowałam i rozpłakałam.W tamtym czasie,taka fundacja kojarzyła mi się,że spełniają marzenia dzieci przed śmiercią.Wręcz wykrzyczałam,że nie chcę,żadnej fundacji"ja jestem od spełniania marzeń mojej córki".Po dłuższym czasie kolejny raz odwiedziła nas pani z fundacji i powiedziała w prost,że rozumie,że mi jest ciężko,ale oni są od tego,żeby trochę radości dzieciom dać w tak ciężkiej chorobie.Po dłuższej rozmowie przekonała mnie i zgodziłam się na zarejestrowanie Sandrusi w fundacji,bardzo szybko znalazł się sponsor.Ale myślę ,że może w następne wakacje uda nam się wyjechać do Hiszpanii,żeby Sandrusia popływała z delfinami,podobno delfiny pomagają w różnych z chorzeniach dzieciom,jest to świetna rehabilitacja i wielka frajda dla dzieci.Sandrusia uwielbia wycieczki,(tam było by co zwiedzać).Ale teraz najważniejsze jest ,żeby zatrzymać nowotwór,który się uaktywnił.Niedawno spotkałam się przypadkiem w szpitalu z panią z fundacji.Pytała mnie czy to ja ,bo mnie nie poznaje.Opowiedziała mi,pierwsze wrażenie jakie na niej zrobiłam,że nie było jej tak żal Sandrusi,jak mnie ,wyglądałam tragicznie, byłam żywym trupem chodzącym.Nie zdawałam sobie sprawy,że aż tak było ze mną źle,byłam zła na cały świat,wybuchałam z byle powodu,nie panowałam nad swoimi emocjami,to był straszny okres.A teraz powiedziała,widzi jak by słonko przez szpital szło,taką pozytywną energie z Sandrusią mamy.Ucieszyły mnie te słowa.Ale trzeba było czasu,żeby się oswoić,o ile jest to w ogóle możliwe z sytuacją,nie można ciągle płakać i zadawać sobie w kółko jedno i to samo pytanie,dlaczego moje dziecko?Wierzę,że jeszcze nie jedno spełnię marzenie Sandrusi,będzie żyła długo i szczęśliwie a ja będę najszczęśliwsza mama na świecie.Może nawet o tym kiedyś książkę napiszę o mojej małej dzielnej księżniczce.