środa, 3 sierpnia 2011

Dobrzy ludzie...



Dzisiaj odwiedziła mnie pewna kobieta. Gdy otworzyłam drzwi, zapytała, czy jestem mamą chorej Sandry. Odpowiedziałam, że tak. Przestraszyłam się, bo kobiecie zaczęły płynąć łzy, widziałam, że jest zdenerwowana. Powiedziała mi, że postanowiła jedną swoją emeryturę przeznaczyć na leczenie Sandry, ale pieniądze chciała przekazać osobiście. Zatkało mnie, nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc po prostu podziękowałam. Kobieta chciała już pójść, ale zaczęłam nalegać, czy nie mogłaby wyjść na górę jeszcze raz. Zaprosiłam ją do środka i spytałam, czy chciałaby poznać Sandrusię. Odpowiedziała, że tak. Podeszła do córki, powiedziała tylko tyle, że wiele w życiu sama przeszła, o Sandrusi przeczytała w gazecie i miała potrzebę, żeby przyjechać do nas i te pieniążki przekazać. Głaskała Sandrusię po główce, a łzy napływały jej coraz bardziej do oczu, ja w pewnym momencie też nie wytrzymałam i się rozpłakałam. Wstała i przytuliła mnie, powiedziała, że wszystko będzie dobrze i wyszła. Po wszystkim Sandrusia zapytała mnie: "dlaczego ta Pani i ty płaczecie?". Odpowiedziałam: "ze szczęścia kochanie, że jesteś zdrowa" i mocno ją przytuliłam. Strasznie mnie ta Pani wzruszyła, zdałam sobie sprawę, że moja córka jest nie tylko ważna dla mnie, ale też dla innych ludzi. Dziękuję Pani...