wtorek, 10 kwietnia 2012

Święta Wielkanocne

U nas Święta Wielkanocne nie były spokojne.W piątek Sandrusia zaczęła jęczeć i płakać,napinało ją,rączki tak mocno w piąstki ściskała,że paznokcie do skóry sobie wbijała,oczy latały jej we wszystkie strony.Widać było,że coś się w główce dzieje i ją boli,jakiś ucisk prawdopodobnie miała.Byłam sama w domu ,tak strasznie się zdenerwowałam,szybko przygotowałam leki,ręce mi się tak trzęsły,że wszystko mi z rąk leciało(rozlałam leki).Mówiłam sama do siebie,że muszę się uspokoić,żeby jej pomóc.Przyzwyczaiłam się,że ostatnio było wszystko w porządku i nic się nie działo a tu nagle zmiana i stres wziął górę.Słychać było,że źle oddycha,podpięłam pulsometr,saturacja była zła.Zadzwoniłam po męża,że coś złego z Sandrusią się dzieje.Zaczęłam ją na podusi lulać,troszkę się uspakajała,ale nadal nie przechodziło.Odczekałam jakieś trzydzieści minut,bo myślałam,że wcześniejsze leki pomogą,postanowiłam podać morfinę i dopiero wtedy się wyciszyła i zasnęła.W sobotę sytuacja się powtórzyła.Mówiłam do męża,że chyba nie będziemy mieli spokojnych świąt.W niedzielę po 6:00 rano włączył się głośny alarm od tlenu Sandrusi.Zerwałam się na równe nogi, pobiegłam do przedpokoju,bo myślałam,że stopki wybiło,ale zorientowałam się,że to nie stopki tylko prąd wyłączyli.Sandrusi bez tlenu saturacja spada (źle oddycha).Niedotlenienie mózgu grozi nieodwracalnymi skutkami.Mąż zadzwonił po pogotowie,ja podpięłam pulsometr,saturacja spadała.Karetka przyjechała,sanitariusze podpięli tlen,ale powiedzieli,że muszą Sandrusię zabrać do szpitala,bo butla z tlenem skończy się za pół godziny.Nie zgodziłam się ,nie po to wyszłyśmy ze szpitala,żeby do niego wracać i jeszcze do Chrzanowskiego.Wymyśliłam,że musimy załatwić agregat na paliwo.Mąż zadzwonił do znajomego,żeby pożyczył agregat.Poprosiłam sanitariuszy,aby zostali do czasu aż mąż przywiezie agregat.Zgodzili się, tylko musiałam podpisać dokumenty,że nie zgadzam się na zabranie Sandrusi do szpitala.Prąd włączyli dopiero po ponad godzinie.Na szczęście agregat podpięliśmy i Sandrusia tlen miała.Po wszystkim usiadłam sobie i pomyślałam ile jeszcze stresów nas czeka.Więc nasze święta nie były udane.