wtorek, 24 stycznia 2012

Brat Sandrusi...


Gdy mąż pokazał mi gazetę "Przełom", rozpłakałam się. Na pierwszej stronie gazety było zdjęcie Sandrusi. W Wigilię ciągle nachodziły mnie myśli, że może to nasze ostatnie święta razem, dlatego robiłam jej dużo zdjęć. To, które ukazało się w gazecie jest jednym z tych "świątecznych" zdjęć. Pomyślałam, że najwyższy czas porozmawiać z synem o stanie Sandrusi. Gdy Patryk zobaczył mnie w domu, od razu zapytał, czy z Sandrusią jest źle. Odpowiedziałam, że tak, i że muszę z nim porozmawiać. Syn zaskoczył mnie mówiąc" "mamo, co ty myślisz, że ja jestem głupi?. Widzę, jak dziadek i babcia płaczą w łazience i są smutni". Powiedział, że on wierzy, że zdarzy się cud. Odpowiedziałam: "Patuś, nie będzie cudu", przytuliłam go mocno, rozpłakaliśmy się. Nie chcę mu robić złudnych nadziei. Płacząc, pytał: "z kim będę się kłócił, z kim klocki układał, kto będzie mnie rozśmieszał?. Teraz moją siostrzyczką będzie Wiki (pies)". Zaskoczył mnie mówiąc, że nie przeżyje pogrzebu, że wskoczy do dziury z trumną. Powiedziałam, że wszyscy martwimy się o niego, musimy sobie teraz nawzajem pomagać w tej ciężkiej sytuacji, on odpowiedział, żebyśmy się o niego nie martwili, tylko o Sandrusię, bo ona nadal żyje. Powiedziałam mu prawdę: "Twoja siostrzyczka nadal żyje, ale nie jesteśmy w stanie już jej pomóc". Zaczęliśmy wspominać śmieszne sytuacje związane z Sandrusią i na zmianę śmialiśmy się i płakaliśmy. Powiedział: "mamo, ale ona zawsze będzie razem z nami". Po tej rozmowie dostrzegłam, jak mój syn wydoroślał przez okres choroby Sandrusi. Ja praktycznie cały czas poświęciłam Sandrusi, ale zawsze, kiedy tylko wracałam ze szpitala, dużo z nim rozmawiałam, tłumaczyłam mu, że Sandrusia mnie bardzo potrzebuje i jaka ta choroba jest straszna...