środa, 18 stycznia 2012

Wizyta księdza...

Wczoraj nie potrafiłam iść po księdza, mąż postanowił iść sam poprosić o ostatnie namaszczenie Sandrusi. Gdy zobaczyłam księdza wchodzącego do naszej sali, ścięło mnie z nóg. Bo dotarło do mnie, jak blisko jest śmierć. Ksiądz postanowił, oprócz namaszczenia, bierzmować Sandrusię, nadał jej drugie imię - Maria. Gdy odprawiał kazanie, coś we mnie pękło, nie mogłam opanować płaczu. Nachodziły mnie myśli, żeby wykrzyczeć księdzu: gdzie jest ten Bóg !!! - skoro moja córka tyle wycierpiała i teraz chce mi ją zabrać. Gdy patrzyłam na Sandrusię serce mi pękało, a kazanie księdza i modlitwa mnie dobijały. Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że będę musiała przechodzić przez takie rzeczy, tego nie da się opisać...