środa, 8 czerwca 2011

Nareszcie w domu


Chciałabym podziękować przyjacielowi - Darkowi, który przyjechał po nas do Francji. Podróż była męcząca, trwała 15 godzin. Sandrusia nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy braciszka, babcię i dziadziusia. Przyjechaliśmy ok 3.00 w nocy, wszyscy byli bardzo zmęczeni oprócz Sandrusi :). Przez całą podróż mówiła, usta jej się nie zamykały. Po powrocie była taka szczęśliwa, że widzi bliskich, ciągle się do nich przytulała. U babci zamówiła swoją ulubioną zupę pomidorową. Cieszymy się, że mogliśmy przyjechać na jakiś czas do domu (za 1-2 tygodnie musimy wracać na oddział onkologiczny francuskiego szpitala), bo Sandrusia bardzo tęskniła, często wieczorem popłakiwała, mówiła, że chce już jechać do domku. Tak bym chciała, żeby ona mogła już normalnie funkcjonować, jak zwykła 6 letnia dziewczynka... Ale teraz najważniejsze jest, że jesteśmy w domu. Choroba nauczyła mnie nie patrzeć w przeszłość, tylko cieszyć się każdym dniem i dziękować Bogu, że Sandrusia nadal jest z nami.