środa, 22 czerwca 2011

Dobre wiadomości...


Dzisiaj wstaliśmy o 6:00 rano, aby dojechać do kliniki i zdążyć na 9:00 na umówioną wizytę (korki w Paryżu są potworne). Na miejscu dr.Girll już na nas czekał, zbadał Sandrusię i zlecił badania (morfologię). Następnie poprosił nas do gabinetu na rozmowę (ta chwila była bardzo stresująca). Zaczął od tego, że po konsultacjach z innymi lekarzami doszli do wniosku, że nie będą już podawać chemii, ponieważ Sandrusia przeszła już bardzo ciężkie leczenie w Polsce. W czasie operacji zostały usunięte dwa małe guzy oraz różne krwiaki i płyny - pozostałości po pierwszej operacji. Lekarz uświadomił nas, że to jest jednak nowotwór złośliwy i nikt nam nie zagwarantuje, że nie odrośnie. Francuscy lekarze chcą mimo wszystko monitorować Sandrusię, co trzy miesiące będziemy musieli przyjeżdżać do Francji na rezonans, aby sprawdzać czy guz nie odrasta. Kolejną wizytę mamy ustaloną na 6 lipca. Mamy się zgłosić do ortopedy, który rozpocznie leczenie nóżki Sandrusi. Popłakaliśmy się dzisiaj że szczęścia, że już nie będzie musiała mieć podawanej tej trucizny (chemii). Chcemy, żeby francuscy lekarze monitorowali Sandrusię, ale oczywiście za wszystko będziemy musieli zapłacić. Teraz pozostało modlić się, żeby guz nigdy już nie odrósł.