poniedziałek, 5 marca 2012

Choroba wygrywa


Sandrusi stan się pogarsza widać,że choroba postępuje.Już,cały czas jest pod tlenem,saturacja bardzo jej spada,oddycha nieregularnie.Dostaje tyle leków,że prawie cały czas śpi,budzi się jedynie z płaczem,jak ją coś boli.Cała spuchła, bo nerki szwankują.Jej płacz jest coraz cichszy.Napina całe ciało,robią jej się nóżki i rączki splastyczne(wygina jej stópki i rączki).Dostaje leki rozluźniające napięcia.Dzisiaj,gdy ją myłam i chciałam jej koszulkę zmienić,odłączyłam ją na chwilkę od tlenu,przestraszyłam się,jak saturacja szybko spada i natychmiast pod pięłam tlen.Pani doktor powiedziała,żebym nie myślała o zabraniu Sandrusi do domu,bo jej stan się z godz na godz pogarsza.Lekarzom jest ciężko dopasować leki,jeden,dwa dni,jest spokojna i pojawiają się kolejne objawy i znów trzeba leki zmieniać.Były sytuacje,ze na maksa podkręcałam tlen a ona nadal źle oddychała.Oddech jest,albo szybki,albo bardzo wolny.Powiedziałam pani doktor,że zdaje się na nią,wiem,że ona chce jak najlepiej dla Sandrusi.Dzisiaj do naszej sali przywieźli 11 miesięcznego Jasie,chorego również na guza mózgu w jego przypadku lekarze nie są w stanie mu już pomóc,rodzice czekają na śmierć.Byłyśmy obydwie z mamą Jasia w izoladkach,ale z braku miejsc,dla innych dzieci,musiał Jasiu zostać przewieziony do nas.Byłyśmy troszkę złe z Magdą,jeden powód to taki,że wcześniej mężowie zostawali z nami na noc,teraz jest ciasno i się nie da.Drugi powód to,że dość,że muszę patrzeć co się z Sandrusią dzieje,to jeszcze z Jasiem,obydwie się boimy,które z nich pierwsze odejdzie.Trzeci powód,że nieraz chcemy być same,żeby sobie popłakać.Ani do Magdy,ani do mnie nie dociera,że koniec się już zbliża.Ona jest w szoku,bo Jasiu zachorował w grudniu a teraz leży bez ruchu,nie reaguje, nawet już nie płacze,lekarze mówią,że ma godziny policzone.Ja już dużo widziałam i przeżyłam a ona się nie zdążyła oswoić z chorobą a tu już musi się z dzieckiem żegnać.Zycie jest strasznie kruche.