niedziela, 15 maja 2011

PIERWSZA CHEMIA...



Siedziałyśmy z Sandrusią w szpitalnej świetlicy, gdy zawołała nas do zabiegówki pielęgniarka, na podpięcie pierwszej chemii. Po podpięciu wróciłyśmy na świetlicę, Sandrusia dalej układała puzzle. Cały czas ją obserwowałam i byłam przerażona, jak jej twarz, z minuty na minutę, zmieniała się. Raz była czerwona, za chwilę biała jak ściana, nagle jej oczy stały się podkrążone. Na jej twarzy było widać, że chemia zaczyna działać. Po około dwudziestu minutach zaczęła płakać, mówiła: "mamusiu, źle się czuję", zdążyłam ją donieść do łóżeczka, pojawiły się wymioty z biegunką. Chemia i płukanki (kroplówki) odbywały się przez pięć dni na okrągło. Sandrusia przez kilkanaście dni nie wstawała z łóżka, była słaba, wszystko ją bolało.W trzy dni wypadły jej włosy. Było widać jak chudnie w oczach. Po kilkunastu dniach postawiłam ją na nogi, nie umiała chodzić, chemia osłabiła mięśnie.Dopiero po interwencji rehabilitantki powoli zaczęła stawiać kroki. Po pierwszej chemii byłam zrozpaczona, zastanawiałam się, jak ona przejdzie następne, ile jeszcze przed nią cierpienia, a ja muszę na to patrzeć i nic nie mogę zrobić, żeby jej ulżyć. Dotychczas przyjęła około 50 chemii....