poniedziałek, 13 lutego 2012

Kolejny dzień...

Szczerze mówiąc odechciało mi się pisać bloga,przez te durne komentarze.Ostatnie dni mam,coraz większego doła i przeczytawszy jeszcze taki komentarz,to się odechciewa wszystkiego.Na szczęście większość ludzi jest życzliwych,niż tych nieżyczliwych.U nas praktycznie bez zmian.Wieczorem Sandrusia płakała musiałam wezwać lekarza.Pani doktor powiedziała,że tak naprawdę,nie wiemy co jej dolega,ale na pewno płaczem sygnalizuje,że coś ją boli.Dostała dodatkowy środek przeciwbólowy.Morfina jest podawana 24godz.na dobę,ale organizm,też się może uodpornić,wtedy będzie trzeba dawkę zwiększyć.Ostatnio mam coraz częściej zmiany nastroju,jestem nerwowa,wybuchowa,płaczliwa.W mojej głowie zrobiłam sobie blokadę i nie dopuszczałam,że Sandrusia umrze.Ale gdy pojechałam do domu uświadomiłam sobie,że ona już nigdy nie wróci.Oglądam i płaczę ciągle jej zdjęcia,filmiki i nie mogę w to wszystko uwierzyć,DLACZEGO ONA!!!!!!.Byłam silna i twarda do tej pory,ale teraz widzę,że już pękam a koszmar dopiero mnie czeka.Ostatnio,gdy rano wstałam,myślałam ,że Sandrusia nie żyje,miała przewrócone oczy,było tylko białka widać,nie było słychać,żeby oddychała a aparatura była wyłączona.Nachyliłam się nad nią i nadal nie słyszałam oddechu.Przerażona zaczęłam ją ruszać i mówić do niej,po chwili dopiero oczy wróciły na miejsce.Serce mi stanęło,ze strachu.Cały czas miałam nadzieje,że zdarzy się cud,ale widzę jak choroba postępuje i pomału mi ją zabiera.Nie da się przygotować na śmierć w moim przypadku z dnia na dzień jest,ze mną coraz gorzej.Jeszcze,nigdy w życiu tak nie cierpiałam jak teraz,muszę patrzyć jak moje dziecko odchodzi a ja nic nie mogę zrobić.Zastanawiam się,dlaczego los mnie tak okrutnie karze.Nigdy,nikomu źle nie życzyłam,zawsze starałam się pomóc jak mogłam,nie byłam zazdrosna ani zawistna.Więc,za co mnie to wszystko spotyka.