poniedziałek, 7 maja 2012

Ludzie...

Chciałam napisać małe sprostowanie,żeby niektórych uświadomić.Nigdy nie pisałam,że jesteśmy biedną rodziną,w Polsce na nic nam nie brakowało,ale gdy dowiedzieliśmy się o kosztach leczenia za granicą,one przerosły nas.W akcie desperacji postanowiłam prosić ludzi o pomoc.Dzięki ludziom zepraliśmy kwotę na operacje,ale na dalsze konsultacje,badania,łuski na nogę,przeloty i pobyty w Francji płaciliśmy z własnych pieniędzy,rodzice nam bardzo pomagali,jestem im wdzięczna.Piszę to ponieważ ludzie myślą,że nie wiadomo ile zebraliśmy pieniędzy i może nadal zbieramy.W tej chwili nie apeluje o żadne pieniądze.Nie powinnam się nikomu tłumaczyć,bo sumienie mam czyste,ale jest mi przykro,jak słyszę,że dorobiłam się na chorobie córki.Mąż ma dobrze prosperującą firmę i nie musimy w tej chwili nikogo prosić o pieniądze a nie chciałabym  do końca życia być rozliczana z każdej złotówki,że np: pojechałam na wakacje,bo uzbierałam sobie pieniądze przez bloga.Wiem,że ludzie są różni gadali i gadać będą a najwięcej,to mają do powiedzenia ci,co złotówki nie dali.Nigdy pewnie nie założyłabym tego bloga,gdyby  sytuacja mnie nie zmusiła.Blog został założony półtora roku później od rozpoczęcia choroby Sandrusi,wcześniej nigdy nikogo nie prosiłam o pomoc,bo dawaliśmy sobie sami rade.Miałam potrzebę napisania tych kilka słów.Ludzka zazdrość,zawiść i głupota nie ma granic,już nie raz się o tym przekonałam.Teraz pisze bloga dla siebie,to jest mój pamiętnik,dobrych i złych chwil.