piątek, 2 grudnia 2011

Klaudia...

Wchodząc na oddział onkologiczny,spojrzałam na sale w której leżała Klaudia i zobaczyłam inne dziecko,miałam złe przeczucie i nie myliłam się.Podszedł do mnie jeden z rodziców i zapytał czy słyszałam o Klaudii,że zmarła w środę,tydzień temu.Klaudia walczyła z nowotworem pięć lat,większość swojego życia spędziła w szpitalu,ciągle gdy się wydawało,że jest już dobrze,był kolejny przerzut.Już w ostatnim stadium choroby,przeżyty pojawiły się w głowie.Gdy Klaudia leżała z Sandrusią w jednej sali,to ciągle mówiła ,że ją główka boli ,nie pomagały mocne środki przeciwbólowe,czułam ,że ma przeżuty do głowy ,ale nie chciałam martwić jej mamy.Lekarze postanowili zrobić tomograf i potwierdziły się moje przeczucia.Jej mama do końca wierzyła,że zdarzy się cud.Z dnia na dzień,jej stan się pogarszał,sparaliżowało ją straciła mowę.Rozmawiając z mamą Klaudii,mówiła,że lekarze już nie chcą nic podawać,bo to jest,już koniec,ale Asia walczyła jak lwica o córkę.Gdy powoli puszczał paraliż i wydawało się ,że jest lepiej,przestała oddychać.Klaudia ma siostrę bliźniaczkę,myślę że,każde spojrzenie na siostrę,rodzicom będzie przypominać Klaudię.